The Stuff/ Substancja (1985)
Na terenie Stanów Zjednoczonych grupa górników w czasie pracy natrafia na dziwną białą maź wypływającą z pod ziemi. Jeden z mężczyzn kierowany dziwnym instynktem postanawia skosztować nieoczekiwanego płodu ziemi. Biała maź konsystencją przypominająca budyń tudzież gęstą śmietanę okazuje się przepyszna.
Tak rodzi się „Przysmak”, czyli podawany, jako przekąska produkt podbijający podniebienia całej Ameryki.
Nikt nie zdaj sobie sprawy jakie działania uboczne ma konsumowanie 'niskokalorycznego i nieprzetworzonego’ produktu.
Korporacja konkurencji zainteresowana nieznaną recepturą „Przysmaku” postanawia zatrudnić szpiega przemysłowego, byłego agenta FBI Davida Rutherforda zwanego „Mo”.
To on wraz z małym chłopcem, który pewnej nocy odkrył, że zawartość jego lodówki ożyła na własne oczy przekonają się, jak działa tytułowy „Stuff”.
Filmy Larry’ego Cohena nieodmiennie kojarzą się z filmową groteską. Horrory takie jak „To żyje”, czy „Maniakalny glina” są dokładnie tym, za co Cohen został pokochany przez swoich fanów. Nie twierdzę, że kino tego rodzaju jest tym co uwielbiam, ale nie da się ukryć, że jego nieszablonowe podejście do gatunku grozy jest gwarantem ciekawej rozrywki. I jeśli akurat ktoś ma ochotę na coś 'pół żartem pół serio’, to świat oferowany przez Cohena spełni oczekiwania.
Spokojnie można stwierdzić iż „Substancja” jest trochę taką satyrą na amerykański konsumpcjonizm.
Głównym antybohaterem jest nieznana materia, którą korporacja sprzedaje, jako produkt żywieniowy. Jego skład jest tajemnicą, jak w przypadku wielu innych popularnych przysmaków. Konkurencja pragnie poznać tajemny skład i podrobić go.
Amerykańskie społeczeństwo totalnie sfiksowało na punkcie „Przysmaku” i nikt nie śmie poddać w wątpliwość jego walorów. „Przysmak” uzależnia, jeśli ktoś raz go spróbuje nie jest w stanie wytrzymać bez niego dłużej niż godzinę. Dochody są ogromne. W domu każdej amerykańskiej rodziny można znaleźć kubeczek przysmaku.
Jeden z małych bohaterów filmu pewnej nocy zauważa, ze substancja znajdująca się w kubku „Stuff” rusza się, żyje. Nikt mu nie wierzy. Chłopiec obserwuje jak cała jego rodzina pogrąża się w przysmakowym szaleństwie. Tak, jakby jedzenie tego szajsu wyżerało im mózgi. Nie myli się. „To nie ty zjadasz przysmak, to przysmak zjada ciebie”.
W miarę rozwoju filmowej akcji, gdy na arenę wkracza sprytny detektyw Mo, widz będzie miał okazję obserwować, jak kończy się spożywanie substancji. Tu zobaczymy hektolitry białej mazi wylewającej się z ludzi, hektolitry mazi zastępującej organy i krew i ludzi, którzy zmieniają się w bezrozumne zombie, które ma jeden cel: konsumować przysmak.
Z jednej strony mamy wiec odjechane sci-fi pełne efektów i oparte na pomyśle żyjącego żarcia, a z drugiej poważną społeczną przestrogę przed zatraceniem człowieczeństwa na rzecz prymitywnych przyjemności.
Zamiast 'jogurtu’ można by tu wstawić cokolwiek, bo to w zasadzie tylko symbol. Cohen postawił na produkt spożywczy by podkreślić znaczenie słowa konsumpcjonizm.
Oglądanie „Substancji” przysporzy widzowi sporo uciechy. Nie zabraknie zabawnych sytuacji, nie zabraknie akcji i chyba możemy tu nawet wspomnieć o jakimś napięciu. Ostatecznie nasi bohaterzy pozytywni stanęli przed zadaniem uratowania świata przed zagładą.
Moja ocena:
Straszność:4
Fabuła:7
Klimat:7
Napięcie:6
Zabawa:7
Zaskoczenie:5
Walory techniczne:6
Aktorstwo:6
Oryginalność:6
To coś: 6
60/100
W skali brutalności:2/10
Dodaj komentarz