Problemat profesora Czelawy (1985)
Wandę Czelawę, urodziwą damę i żonę znanego psychiatry dręczą złe sny. Widzi w nich swojego męża odzianego w brudne łachmany, zionącego wódką i napastującą ją w środku nocy. Tuż obok niej spoczywa zaś… jej mąż, ten codzienny, dostojny, poważny i unikający seksualnych zbliżeń.
Kobieta jest przekonana, że wariuje, i zwraca się ze swoim problemem do innego psychiatry, Janusza Stockiego, który ochoczo biegnie jej z pomocą przekonany iż ma tu do czynienia z rozchwianą emocjonalnie i sfrustrowaną seksualnie kobietą. Jednak w momencie, gdy poddaje swoją pacjentkę hipnozie ze zdumieniem odkrywa, że tu jednak może chodzić o coś zupełnie innego. To nie Wanda, a jej mąż, może mieć poważny problem…
Kolejny polski film grozy z czasów PRL i jednocześnie kolejna filmowa ekranizacja opowiadania Stefana Grabińskiego. Tym raz na warsztat poszedł „Problemat Czelawy” opowiadanie umieszczone, podobnie jak „Dom Sary„, w zbiorze „Demon ruchu” i podobnie wyreżyserowany przez duet Lech i Sajkow.
Polskie horrory z lat ’80, czyli w zasadzie jedynego okresu kiedy trochę ich powstało, nacechowane są kolejno oniryczną wymową opowieści i teatralnym wykonaniem, odzwierciedlonym nie tylko w starannie przygotowanej scenografii, czy kostiumach, ale też stety, a może niestety manierycznym aktorstwie.
Jednym się to podoba, a u innych budzi śmieszność – tego nie przeskoczę. Trzeba lubić tą estetykę, trzeba umieć się w niej jakoś odnaleźć i docenić. Osobiście jestem w starym polskim kinie zakochana po uszy i przymykam oko na drobne niedociągnięcia realizacyjne.
„Problemat profesora Czelawy” jak wspomniałam powstał w oparciu o utwór Grabińskiego. Możemy tu mówić o raczej luźnej ekranizacji, bo wiele rzeczy zostało zmienionych, dodanych, wyciętych.
Jestem na świeżo zarówno po lekturze opowiadania, jak i po seansie z filmem, ale nie będę Wam tu wymieniać poszczególnych różnić, bo ostatecznie nie wpływają one na odbiór całej historii jako takiej.
W obydwu przypadkach, zarówno w filmie jak i opowiadaniu historia silnie opiera się na psychoanalizie, jedzie Freudem na kilometr, ale mnie to akurat nie przeszkadza, bo daje równowagę pomiędzy tym co nadnaturalne – tu mamy motyw sobowtóra, pewnego wybryku natury – i całkowicie przyziemne – problem dwoistości ludzkiego charakteru.
Co ciekawsze brakuje tu jednoznacznie czarnych charakterów! Nikogo tak naprawdę nie możemy potępić, ani rozgrzeszyć. Jaki jest człowiek, każdy widzi, ale czy można powiedzieć , że ktoś jest skończenie zły, albo definitywnie dobry? Ta dwoistość jest tu najważniejszym przesłaniem.
Oczywiście opowiadanie lepiej radzi sobie z ukazaniem tej pointy, film uderza w trochę nazbyt dramatyczne tony i choć unika dosłowności to i tak o nią zahacza.
Można by dopatrywać się w tym alegorii do opowieści o doktorze Jekyll’u i mr. Hyde, ale moim zdaniem opowieść Grabińskiego idzie bardziej w stronę dramatu psychologicznego z elementami paranormalnymi niż na odwrót, jak to dzieje się w przypadku szkockiego klasyka.
Film trwa jakąś godzinkę i powstał z myślę o TV. Aktorstwo jest takie jak wspomniałam , trochę kwadratowe, bije po oczach egzaltacja i manieryzm.
Szara, posępna kolorystyka zdjęć działa na rzecz klimatu i nawet muzyce nie można zarzucić nic złego. Dla mnie pozycja obowiązkowa, a jak dla Was nie wiem, może ktoś się skusi?
Moja ocena:
Straszność:4
Fabuła:8
Klimat:9
Napięcie:6
Zaskoczenie:6
Zabawa:8
Walory techniczne:9
Aktorstwo:6
Oryginalność:7
to coś:7
70/100
W skali brutalności:0/10
Dodaj komentarz