Sleepwalkers/ Lunatycy (1992)
Do małego miasteczka Travis w Indianie przeprowadza się Mary i Charles Brady, Lunatycy. Większości z Was określenie to kojarzyć się będzie z osobami, które chodzą we śnie, ale nie o taki rodzaju lunatyzmu tu idzie.
„Lunatyk: wędrowne zmieniające kształt stworzenie mające początek swój w rodzajach człowieczym i kocim. Podatne na śmiertelne zadrapanie kota. Żywi się siłami witalnymi dziewic. Zapewne źródło legend o wampirach.”
Mary i Charles przybywają do małego miasteczka w poszukiwaniu pożywienia dla mamuśki, która z obawy o gładkość swej skóry i nadwątlone siły witalne musi czym prędzej skonsumować jakąś dziewice. Pokarm ma jej zapewnić przystojny syn, który obiera na cel śliczną i niewinną Tanye. Niestety para lunatyków napotka spory opór, szczególnie ze strony kocich mieszkańców Travis.
„Lunatycy” to pierwszy film powstały w wyniku współpracy Micka Garrisa i Stephena Kinga. W ocenie wielu osób bardzo nie udany, ale jeśli przyjrzeć się ich późniejszym plonom („Lśnienie”, „Desperacja”), to naprawdę nie jest źle.
Ja „Lunatyków” zapamiętałam przede wszystkim dzięki odtwórczyni roli Tany, Madchent Amick, która wpadła mi w oko w „Miasteczku Twin Peaks„ a także dzięki niezwykle pięknej i nastrojowej ścieżce dźwiękowej, kawałku „Boadicea” w wykonaniu Enya’y.
Po za kelnereczką z Twin Peaks w obsadzie ujrzymy sporo znanych twarzy, w tym samego Kinga w pierwszoplanowej roli dozorcy cmentarza;) czy niczym mu nie ustępujący Tobe Hopper i Clive Baker jako technicy sądowi.
Fabule filmu głównie zarzuca się zbytnią naiwność i prostotę, ale powiedzmy sobie szczerze King to nie Koontz i proste historie wychodzą mu najlepiej, gdyż potrafi tam umiejętnie przemycić i trochę psychologii, socjologii i grozy często w bardzo klasycznym, dziecięcym pojmowaniu. Simply the best.Jak to często bywa w jego twórczości na cel obiera sobie legendę/ wierzenie i na jej podstawie snuje swoją opowieść.
Pamiętam, że gdy pierwszy raz oglądałam „Lunatyków” skutecznie wyprowadził mnie w pole początkowymi scenami ukazującymi relację matki i syna, dość dwuznaczną co każdy zauważy. Myślałam, że skupi się właśnie na tym: toksyczna mamusia sodomitka i synuś ofiara jej perwersji. Nic bardziej mylnego, bo kazirodztwo jest tu tylko wisienką na torcie. No, tak, to King nie Ketchum:) Dlatego też w miarę rozwoju fabuły bardziej skupiamy się na warstwie fantastycznej, czyli mrocznym poczynaniom pary nieludzkich istot.
Tu pojawia się kolejny przytyk, z którym całkowicie się nie zgadzam: słabe efekty. Mnie znikający samochód, czy charakteryzacja bohaterów zmieniających się w potwory na widok kotów, czy efekt spotkania z owymi małymi drapieżnikami jaki widzimy na poharatanej twarzy jednego z lunatyków przypadł do gustu. Przyjęłam to bez sprzeciwu jako znak czasów i 'taki rodzaj estetyki’.
Sztuczność ma też swój plus w pewnych momentach. Szczególnie w scenach z udziałem kotów, które niestety często traktowane są tu brutalnie. Gołym okiem widać, że to żaden kot tylko twór sztuczny, a wykorzystane w filmie futrzaki biegają radośnie z zadartymi ogonami i nic im nie grozi.
Lubię „Lunatyków”, nie wiem tylko, czy nie przemawia tu mój sentyment do tego filmu. Miłośnikom King’owskich adaptacji za pewne przypadnie do gustu jak i tym widzom gustującym kinie lat ’90.
Moja ocena:
Straszność:4
Fabuła:6
Klimat:7
Napięcie:6
Zabawa:7
Zaskoczenie:4
Walory techniczne:7
Aktorstwo:7
Oryginalność:6
To coś:6
60/100
W skali brutalności:2/10
Gość: Buffy1977, 80.51.17.* napisał
A ja uwielbiam i „Lśnienie” Garrisa, i „Desperację” – takie czysto kingowskie filmy, głównie dla fanów jego prozy. „Lunatyków” nawet nie będę komentować – miszmasz wszystkiego, z którego nic ciekawego nie wynikało, moim zdaniem oczywiście.
mareku24 napisał
Polecam horror obecność, przy tym filmie można nieźle sie wystraszyć, trzyma w napięciu jak urbański w milionerach;p
ilsa333 napisał
Tak, zgadzam się, faktycznie jest jak Urbański w 'Milionerach’…
https://bibliahorroru.pl/2013/08/Martwy-pies-stara-szafa-nawiedzona-lalka