Yabu no naka no kuroneko/ Czarny kot w lesie (1968)
Lubię filmy o duchach. Lubię azjatyckie kino. Lubię stare czarno-białe filmy. Lubię koty. Nie, koty uwielbiam. Lubię nawiązania do folkloru. Lubię teatralną scenografię. Lubię nastrojową, oszczędną w formie ścieżkę dźwiękową.
Czyżbym w dniu dzisiejszym pisała o filmie idealnym?
„Czarny kot”, znany też jako „Czarny kto w lesie”, czy „Kobieta kot” spełnia wszystkie wyżej wymienione postulaty.
Jest to obraz reżysera i scenarzysty, który pracował przy blisko dwustu filmach w ciągu stuletniego życia. Ostatnim obrazem, w którym maczał zręczne palce był dramat „Mój przyjaciel Hachiko” (chcecie wyć żałośnie przez dwie doby, to obejrzyjcie).
Jego film „Kobieta kot” ściśle nawiązuje do japońskiej tradycji, kultury, wierzeń, folkloru, tego wszystkiego co nie do końca i nie zawsze jestem w stanie zrozumieć i czym mimo to nieustannie się zachwycam. Nie wiem, czy wiecie, ale Japonia to nie Egipt i koty nie cieszyły się tam wielką popularnością. Wg. wierzeń niektóre koty to bakeneko, czyli mściwe dusze skrzywdzonych kobiet, skryte w czarnym futerku. Zdolne do najokrutniejszych czynów, powracające z zaświatów w kociej postaci by dokonać zemsty za pozwoleniem i błogosławieństwem złych bogów. Dowolnie mogą na powrót przyjąć człowieczą postać by w ten sposób łatwiej spełnić okrutne zamiary.
W filmie Kaneto Shido postać kota przybierają dwie brutalnie zamordowane kobiety, synowa i teściowa mieszkające samotnie na skraju bambusowego lasu.
Film otwiera scena w której widzimy grupę około dwudziestu zapuszczonych samurajów, którzy strudzeni walką wpadają do chaty niewiast, wyżerają im skromne zapasy, a je same gwałcą i mordują. Chatę puszczają z dymem.
W następnej scenie widzimy, jak po zgliszczach skrada się kot. Czarny kot, na którego uroczy acz złowrogi pyszczek często będą robione zbliżenia. Pewno po to byśmy dopatrzyli się w jego oczach diabelskich iskier.
Następna odsłona to już powrót niewiast. Widzimy młodsza z nich jak truchta w stronę dostojnego samuraja na koniu. Prosi czcigodnego wojownika by przeprowadził ją przez bambusowy las. Pyszałek godzi się na to czym dziewczyna odwdzięcza się goszcząc go sake w swoim domu. Jeszcze tej samej nocy przegryza mu tętnicę. Ofiary zgrai samurajów, które poniosły śmierć z ich rąk poprzysięgły zemstę i teraz będą grasować po ziemi pijąc ich krew.
Oczywiście wieść o potworach z lasu się rozniesie i ktoś spróbuje je zniszczyć.
Fabuła prosta, oparta na Japońskich wierzeniach, podkopująca wiarę w samurajski honor i dobitnie pokazująca jak bolesne bywa życie tych z marginesu społecznego.
Shido lubił podejmować tematy społeczne w swoich filmach, ale robił to w sposób bardzo pociągający. łączył sprawy polityczne z duchowymi, tak abyśmy nie mieli wątpliwości jak bardzo upolityczniona jest wszelka religijność. Nie odzierał jednak japońskich wierzeń z tej fantastycznej kurtyny tajemniczości, podkreślała ją przez formę jaką przybierały jego obrazy.
Wspomniałam, że jest to film czarno biały. Naturalnie sprawdza się też fakt iż wszelkie wydarzenia, już po śmierci naszych bohaterek rozgrywają się w nocy. Słońce tam praktycznie nie wschodzi.
Bambusowy las z drobną Japoneczką w białym kimonie- w Japonii, to biały jest kolorem żałoby – truchtającą swoimi małymi stópkami wąską ścieżką i dostojny samuraj któremu jak się szybko okaże brakuje samurajskiej dumy, jadący na pięknym rumaku. Niby nic a kadr już kwalifikuje się do powieszenia na ścianie jako dzieło sztuki.
Charakteryzacja obsady, wystrój wnętrza chaty, czy pałacu mściwego arystokraty niektórym na pewno skojarzy się z teatrem kabuki, który jest bardzo specyficzny. Niektórym kabuki może kojarzyć się jako typowo kobiecy teatr, a to zważywszy na tematykę filmu tym bardziej mi tu pasuje.
Reżyser nie stara się odwracać wzroku od brutalności swojego obrazu, robi to jednak z umiarem, więc nie przypomina to współczesnego japońskiego gore. Postaci duchów nie wyłażą z telewizorów, nie kryją swoich oblicz za kaskadą czarnych włosów. Charakteryzacja idzie w zupełnie innym kierunku, co bardzo mi się podoba i myślę że warto by było do tego wrócić, bo te czarne kudły chyba już wszystkim się przejadły.
Jeśli jesteście fanami azjatyckiego kina grozy jest to pozycja obowiązkowa, jeśli nie to też warto obejrzeć by zobaczyć jak 'to wyglądało kiedyś’ zanim duchy uzbrojono w telefony komórkowe i mordercze taśmy video.
Moja ocena:
Straszność:6
Fabuła:6
Klimat:10
Napięcie:6
Zaskoczenie:5
Zabawa:8
Walory techniczne:10
Aktorstwo:8
Oryginalność:7
To coś:10
76/100
W skali brutalności:2/10
Dodaj komentarz