Hostel I-III (2005-2011)
Seria „Hostel” przebojem wdarłam się do kin budząc w widzach przeróżne uczucia. Część osób kocha filmy z tej serii za bezkompromisową brutalność, będącą wizytówką torture porn i gore, inni obojętni na mocne wrażenia wizualne widzą w nich tylko denną, niewymagającą myślenia fabułę i przewidywalny schemat scenariuszy.
Eli Roth, człowiek orkiestra, aktor grający u Tarantino, producent horrorów, scenarzysta i reżyser zanim nakręcił pierwszy „Hostel” zasłynął slasherem „Śmiertelna gorączka„. Już wtedy można było stwierdzić, że bardziej niż pasjonująca fabuła interesuje go ukazanie potworności.
„Hostel” jest tego potwierdzeniem.
Tarantino wspierał go jako producent i ostatecznie „Hostel” wypłynął na szerokie wody w roku 2005.
Fabuła pierwszego filmu stanowi historię trzech młodych gości podróżujących po europie. Paxton i Josh to studenci z Amerykańskiego college’u, zaś Oli to Islandczyk, który przyłącza się do nich w trakcie podróży po Europie.
Jak na durnych turystów przystało nie interesują ich zabytki europy tylko alkohol i cipki. Jako że z tymi ostatnimi słabo im się powodzi łatwo dają się namówić amsterdamskiemu znajomemu na wypad na wschód Europy. Nie grzeszą inteligencją toteż argument mówiący o tym, że na Słowacji roi się od wygłodniałych panienek, bo męska część populacji zginęła na wojnie ruszają tam z wywieszonymi penisami. Lokują się w poleconym przez znajomego hostelu, gdzie zostają przyjęci lepiej niż się spodziewali. Gołe panie rzucają się na nich niemal od progu przez co panowie tracą resztki rozumu.
Załatwieni dragami tudzież zwabieni podstępem, wszyscy, prędzej, czy później lądują w opuszczonej fabryce, gdzie obrotni Słowacy organizują nietypowe rozrywki dla zamożnych członków 'klubu łowieckiego’. Zabawa polega na zabijaniu. Każdy kto ma odpowiednią ilość pieniędzy i chartu ducha może zamówić sobie prywatną ofiarę do zamęczenia.
Schemat nielegalnej organizacji powtarza się we wszystkich trzech częściach „Hostelu”.
Pierwszy z filmów nie szczególnie przypadł mi do gustu. Eli Roth stworzył w swoim scenariuszu bohaterów, którym osobiście życzyłam śmierci. Banda przygłupów, którym sperma zalała mózgi – ostatecznie samo byli sobie winni. Tak, podła jestem. Nie przypadła mi też do gustu obsada aktorska.
Nie da się jednak ukryć, że film ma coś w sobie. To coś to brutalność. Kiedy już napatrzymy się na cycki wreszcie zaczyna się coś dziać. Eli Roth zadbał o stosowne wyeksponowanie wszelkich flaków i odciętych części ciała. Daje też szansę jednemu z bohaterów na wydostanie się z fabryki co zapewnia dobrze utrzymujące się napięcie.
Tak czy siak, zdecydowanie wolę „Hostel II”.
W pierwszym seqelu „Hostelu” poznajemy dwie piękne panie. Głupiutką blondynkę i ostrożną brunetkę. To one staną się głównymi bohaterkami. Szybko dołącza do nich jeszcze jedna turystka, rażąca brzydotą i głupotą. Piękne panie i brzydula w czasie kursu malarskiego w Rzymie poznają modelkę Axelle, która zwabia dziewczyny do spa na Słowacji.
Trzy ofiary i ich oprawczyni meldują się w znanym z pierwszej części „Hostelu”.
Tak jak wspomniałam, brunetka Beth nie cierpi na deficyt inteligencji toteż dostrzega drobne sygnały mówiące o potencjalnych zagrożeniach. Nie można tego samego powiedzieć o blondynce Whitney, która na widok pierwszego lepszego faceta ściąga majtki przez głowę i naiwnej brzyduli Lornie, która jest rekordzistka jeśli chodzi o nieostrożność.
W tym samym czasie śledzimy poczynania dwóch biznesmanów ze Stanów. Przebojowy Todd namawia swojego mniej ogarniętego kolegę Stuarta na wstąpienie do 'klubu łowieckiego’. Stuart choć oponuje zgadza się zabić kogoś dla rozrywki, zwłaszcza że 'zakupiona’ dla niego przez Todda ofiara bardzo przypomina jego małżonkę, a nic nie sprawiłoby mu większej uciechy niż jej zamordowanie.
Poznajemy sposób w jaki prowadzone są licytacje w klubie łowieckim, widzimy jak dobrze ułożeni ludzie sukcesu z całego świata walczą ze sobą o możliwość zabicia kogoś dla zabawy. Rozwinięcie wątku organizacji oceniam jak najbardziej na plus.
Dalszy przebieg akcji jest w pewnym stopniu przewidywalny, jednak ciekawiej obserwowało mi się Todda i Stuarta w akcji niż jakiś anonimowych świrusów. Todd było doprawdy przezabawny kiedy zabrał się za swoją blondynkę;) Pojedynek między Beth i Stuartem to już nieco inna bajka nie mniej jednak zachowanie postaci oprawcy było dość specyficzne, zaś sam finał tej historii był dosyć niespodziewany i mocny, tak mocny.
Porównując obydwa „Hostele” nie da się nie zauważyć, że część druga jest bardziej przewrotna i posiada więcej czarnego humoru. W obydwu obrazach Eli Roth używa wątków zaczerpniętych z innych filmów, których prawdopodobnie jest fanem.
W dwójce jest to bardziej czytelne. Chociażby scena z kanibalem stołującym w fabryce. Aktor wcielający się w tą postać oprawcy jest znanym twórcom włoskiego kina kanibalistycznego. Aktorka wcielająca się w postać nauczycielki rysunku znana jest natomiast z ról we włoskim giallo.
Teraz czas na seqel numer dwa. Dzieło całkowicie odrębne, odwracające się plecami do wszystkiego, co było dobre w poprzednich „Hostelach”. Ba, nie ma tam nawet hostelu, jest za to luksusowe kasyno… w Las Vegas.
Eli Roth nie miał już z nim nic wspólnego. Scenarzysta obrazu znany jest głównie z seqeli kasowych produkcji, dodam, nie udanych seqeli. Natomiast reżyser częściej zajmował się aktorstwem.
Film powiela ulubiony schemat amerykańskich komedii mianowicie wieczór kawalerski w Nevadzie. Trzech kumpli, w tym pan młody, ruszają do Las Vegas żeby się zabawić. Niefortunnie lądują w chciwych łapskach 'klubu łowieckiego’, podobnie jak dwoje turystów, tadam… ze wschodniej europy. Tu role oprawców i ofiar się zdecydowanie odwróciły. Dodam jeszcze, że scenarzysta zafundował widzom dość… żałosny twist czyniąc z jednej z ofiar oprawce.
Dobrodziejstwo scenariusza specjalisty od seqeli nie uznaje nie uzasadnionej przemocy jaka była wizytówką poprzednich części. Tu mamy intrygę pewnego zawistnego człowieka. To ostateczne wypięcie dupy na to co prezentowało założenie fabuły filmów Rotha. Cóż, twórcy poświecili klimat na rzecz bardziej złożonej fabuły. Bardziej złożonej, ale na pewno nie oryginalnej.
Jakby Wam jeszcze było mało, w 2011 roku powstała także Bollywoodzka wersja „Hostelu”. Ciekawe, czy tańczą?
Słowem podsumowania, nie jestem wielką fanką tej serii. Doceniam jednak wizję Rotha, ostatecznie jej jakość mogą potwierdzić rozliczne produkcje bazujące na schemacie „Hostelu”.
Moja ocena:
Hostel: 6/10
Hostel II: 7/10
Hostel III: 3/10
W skali brutalności:8/10
Heh jest to jeden z filmów których na pewno nie obejrzę. Piszę jednak ponieważ chciałbym docenić twój kunszt w pisaniu recenzji 🙂 Język i zwroty jakich używasz, po prostu mnie rozczulają :))) I piszę tu jak najbardziej poważnie, ponieważ ciężko jest znaleźć recenzje przy której człowiek się uśmiechnie i jeszcze przeczyta rzetelną opinie.
Ja też się uśmiechnęłam czytając Twój komentarz- szczególnie na słowo 'kunszt’. Nie mniej jednak dzięki, cieszę się, że Ci się podoba;)
Jedynka swego czasu była mocno przereklamowana, dwójka o tyle lepsza, że Roth dodaje trochę humoru i smaczków pokroju gościnnych występów Edwige Fenech (nieźle się trzyma jak na 60 lat:]) czy Rudgero Deodato. Trójki nie zamierzam palcem tykać. 😉