Paper house/ Dom na papierze (1988)
Jedenastoletnia Anna to dziewczynka obdarzona ogromną wyobraźnią. Jako jedynaczka wychowywana przez zapracowaną matkę musi sama sobie uatrakcyjniać codzienność.
Pewnego dnia w ramach zabawy Anna rysuje dom, który następnie odwiedza we śnie. Sytuacja powtarza się, a dziewczynka zaczyna poważnie chorować. Nie wychodząc z łóżka dorysowuje kolejne elementy wnętrza i otoczenia domu, które zaczynają istnieć w świecie jej snów. Problem polega na tym, że żadnego z narysowanych elementów nie da się już usunąć. Anna musi uważać, co umieszcza na rysunku.
Jeśli rzucić okiem na filmografię twórców zauważymy, że jeden znany jest z „Lessie”, zaś drugi z „Candyman’a”. Wspominam o tym nie bez powodu, bo to połączenie doskonale obrazuje to, czym jest „Dom na papierze”. Posiada elementy fantasy, kina familijnego, dramatu i thrillera, a nawet horroru.
Pod płaszczykiem fantastycznej historii o domu, który istnieje w świecie wyobraźni, domu w którym mieszka kaleki chłopiec i który nawiedza szalony ojciec Anny, ukryta jest zasmucająca historia o samotności.
Anna ma problemy z rodzicami. Matka nie traktuje jej poważnie, a ojciec wyjechał daleko w związku z pracą. Nawet, gdy był w domu sytuacja nie była najlepsza, bo facet lubił sobie wypić. Teraz kobiety czekają na jego powrót by wspólnie wyjechać nad morze.
Gdy Anna zaczyna chorować zostaje powierzona opiece doktor Nicols, która opowiada jej o nieszczęsnym pacjencie, który już od ponad roku jest przykuty do łóżka.
Wszystkie te elementy fabuły zostają przeniesione z 'świata realnego’ do domu ze snu.
Anna poznaje tam Marca, kalekiego chłopca, z którym się zaprzyjaźnia, dom otacza morze, a wkrótce pojawia się też tatuś, który niestety nie ma najlepszego dnia – Anna uważa, że to dlatego, że narysowała go z 'miną szaleńca’.
Dziewczyna toczy bitwę na jawie i we śnie. Niektóre fragmenty potyczki mogą kojarzyć się z „Koszmarem z ulicy wiązów„.
Jest kilka nico brutalniejszych scen. Po tej dawce horroru znowu wracamy do dramatu.
O dziwo sentymentalne zakończenie przypadło mi do gustu, choć zazwyczaj tak się nie zdarza. Być może po prostu pasowało do całej poetyki filmu więc przyjęłam je bez zastrzeżeń.
Podsumowując, kawał dobrego kina z lat 80. Film posługuje się ówczesnymi trendami, więc raczej nie spodoba się fanom współczesnego bajeru.
W fabule skondensowana jest opowieść o samotności, przyjaźni, problemach rodzinnych, świecie fantazji i grozy. Wszytko to w bardzo ładnej oprawie wizualnej, a jak by tego było mało muzykę zrobił Hans Zimmer- to argument ostateczny.
Moja ocena:
Straszność:3
Fabuła:9
Klimat:9
Napięci:7
Zabawa:8
Walory techniczne:9
Zaskoczenie:6
Oryginalność:9
To coś:8
Aktorstwo:8
76/100
W skal brutalności:1/10
Gość: Koper, *.dynamic.chello.pl napisał
muzykę zrobił Zimmer… razem ze Stanleyem Mayersem trzeba dodać, choć o ile mi wiadomo, Zimmer napracował się zdecydowanie bardziej, ale w tamtych czasach był ledwie podopiecznym Mayersa, więc chwałą podzielili się po równo. 😉 A sam film – bardzo klimatyczny, dzięki wspomnianej muzyce, jak i zdjęciom. Niby wiele się tu nie dzieje, ale ma w sobie coś.
ilsa333 napisał
Niedouczona jakaś jestem widocznie, bo znam go tylko z „Wiedźm”, żadne jego dokonania nie zapadły mi w pamięć, toteż pozwoliłam go sobie olać. Natomiast Hans Zimmer to cóż, zupełnie inna historia:)
Gość: Koper, *.dynamic.chello.pl napisał
Bo Myers tak prawdę mówiąc to się jakimiś wybitnymi pracami w historii kina nie zapisał, jeśli już go ktoś kojarzy, to głównie z gitarowego utworu „Cavatina” wykorzystanego jako główny muzyczny motyw „Łowcy Jeleni”. No ale był niejako nauczycielem Zimmera i wprowadził go do branży. Zaś muzyki z „Wiedźm” to przyznam szczerze kompletnie nie pamiętam. 😉
ilsa333 napisał
Ja pamiętam, bo film fajnacki.
Gość: Koper, *.dynamic.chello.pl napisał
Dawno oglądałem. Ale jak byłem mały to nawet sie trochę bałem tych wiedźm. :))))
ilsa333 napisał
Właśnie ja też:) Zainspirował mnie do mojej 'pierwszej radosnej twórczości’.
Gość: Koper, *.dynamic.chello.pl napisał
„Zainspirował mnie do mojej 'pierwszej radosnej twórczości'” – zaczęłaś przyrządzać magiczne mikstury ze skrzydeł nietoperza i żabich oczu?? ;P
ilsa333 napisał
Nie tego rodzaju twórczość miałam na myśli, aczkolwiek razem z kumpelą z piaskownicy szukałyśmy wiedź i miałyśmy na tym polu pewne dokonania;)
Chodziło mi o książkę o wiedźmach, miałam 8 lat więc to była niezwykle dojrzała proza;) ale napłodziłam 28 stron i nawet miała ciekawą fabułę z tego co pamiętam.
Gość: Danny, *.free.aero2.net.pl napisał
Witam po mojej długiej nieobecności.
Film obejrzę obowiązkowo i opiszę wrażenia właśnie tutaj. Mój blog, który miał robić Ilsie „konkurencję” ma spore opóźnienie więc wyżyję się ot, tu. Dobra bez żartów już. Odkąd obejrzałem „Kwiaty nad poddaszu” (starszą wersję) mam jakiś taki sentyment do dreszczowców z lat ’80. Dlatego ten film („Kwiaty…”) zyskał w oczach moich i mojej żony. Nie jesteśmy kinomaniakami ale co lubimy to lubimy i na pewno film opisywany prze Ciebie będzie obejrzany, oceniony i niezapomniany.
Z mojej strony mogę ci Ilsa polecić psychodeliczną „Krainę traw” (ang. Tideland) z genialną wg mnie Jodelle Ferland z 2005 roku. Tak jakoś mi się skojarzyło.
Pozdrawiam oczywiście 🙂
ilsa333 napisał
Już myślałam, że przepadłeś;)
„Kraina traw” mówisz, ok, zerknę.
janemary25 napisał
Film na pewno bardzo klimatyczny 🙂 dużo psychologizmu postaci. dziewczynka zła na ojca, że go nie ma przy niej i matce, czuje się samotna itp. Na pewno muzyka jest tu najlepsza. Aktorstwo takie o. Chłopiec Marc przykuł mą uwagę. Sama bohaterka zresztą również. Mamusia najbardziej drętwa i irytująca.
ilsa333 napisał
A zastanawiałam się, czy w ogóle o nim pisać, bo do filmu grozy to mu jednak nie jest blisko. Spodobał mi się jednak na tyle, że postanowiłam o nim naskrobać.
Co do aktorstwa, Janemary, to nie zauważyłam tam jakiś braków, bardziej bym się przyczepiła do samego 'pomysłu na postać’. Młoda była nieco przerysowana, matka zresztą też, tylko, że w tę drugą stronę.
Jakiś cel musiał w tym być (dlatego młoda była odjechana, a matka sztywna), może po to by jak najmocniej podkreślić różnice między nimi, coś na zasadzie świat dziecka contra świat dorosłych.
Mam jeszcze jedno spostrzeżenie, ale ono, ostrzegam, trąci pustakiem: Aktorka wcielająca się w Annę była wyjątkowo brzydka, myślałam, że już nie może być gorzej niż w przypadku Regan z „Egzorcysty”.
Co do postaci Marca, to zastanawiałam się czemu nasza bohaterka go nie nawiedziła w domu, ot tak po prostu, gdy już wyzdrowiała, tylko czekała
SPOILER aż biedak umrze.
janemary25 napisał
ilsa -oczywiście że może być gorzej. Wystarczy spojrzeć na Wendy z „Lśnienia”. 😀 klasyk brzydota i irytacji, a jednak klasyk. przynajmniej ja tak mam 🙂
Co do paper house i postaci matki – być może takie było zamierzenie reżysera/scenarzysty. Niemniej jednak ja tej postaci nie kupuję. Wydała mi się mdła i jakaś bez wyrazu. W tej chwili nawet nie pamiętam jej twarzy, w przeciwieństwie do pozostałych bohaterów, którzy gdzieś tam w głowie utkwili, ale ja tak mam. Zadziwia mnie moja pamięć fotograficzna ;p