28 Days Later…/ 28 dni później (2002)
&
28 Weeks Later/ 28 tygodni później (2007)
Pierwszy z filmów traktujących o zarazie powodującej wybuch niepohamowanej agresji, rozpoczyna się od dość oszczędnie przedstawionych zdarzeń w wyniku, których obrońcy praw zwierząt chcący wyratować poddawane eksperymentom małpy przyczyniają się do wybuchy epidemii w całej Wielkiej Brytanii.
Po dwudziestu ośmiu dniach od tych wydarzeń cały kraj pogrążony jest już w totalnym chaosie. W tej nieoczekiwanej sytuacji znalazł się młody chłopak, Jim, który przed wybuchem zarazy uległ wypadkowi i zapadł w śpiączkę. Jakim cudem nikt go nie pożarł przez te 28 dni- nie wiem, w każdym bądź razie po opuszczeniu szpitalnych murów chłopak odkrywa, że świat uległ całkowitej katastrofie.
Szukając ratunku trafia na parę survivalowców, z których jedno zostaje szybko wyeliminowane przez skutki choroby- a raczej przez środki zapobiegające objawieniu się owych skutków.
Od momentu nastąpienia kontaktu z płynami ustrojowymi zarażonego zostaje 20 sekund na to, żeby strzelić sobie w łeb- inaczej podobnie jak setki innych zarażonych będzie się popierdalać w wielkim szale i na ślepo atakować tych którzy jeszcze są zdrowi.
(Tu mam pytanie do publiczności: Nie jest to typowa oznaka zombizmu, bo zarażonym nie chodzi tylko o pożywienie, lecz o czynienie bezrozumnej przemocy. Czemu więc nie atakują siebie nawzajem, lecz tylko tych którzy są zdrowi?)
Przez kilka następnych dni w ramach, których przedstawione są kolejne wydarzenia będziemy śledzić wytrwałą walkę o przetrwanie Jima i jego kompanów.
Nie jestem miłośniczką filmów o zombie, bo zazwyczaj są po prostu bardzo głupie, a ich treścią jest nieustanny pościg ogniłych zwłok za świeżym mięsem. „28 dni później” trochę odchodzi od tej konwencji, bo nie znajdziemy tu wielu typowych scen pościgów i walki z zombie, zaś punkt kulminacyjny fabuły stanowić będzie potyczka między innymi zdrowymi. Znowu się okazuje, że najgorszymi potworami są ludzie.
„Ludzie zawsze zabijali się nawzajem, a więc nic tak naprawdę się nie zmieniło.”
Scenariusz, choć ma przygnębiającą puentę to ratuje nas przed przesadnym dramatyzmem operując ciekawym poczuciem humoru. Apokaliptycznym poczuciem humoru. Film odstaje ode mnie plusa również za to, że nie stara się być bardzo efekciarski i hym… absolutny(?) Akcja dzieje się w jednym kraju, w niewielkim obrębie jaki zdołają pokonać protagoniści. Nie uświadczymy tu więc melodramatycznych walk poruszonej nieszczęściem obywateli władzy, ckliwych bohaterskich zrywów i tym podobnych pierdół, jakie tak kocha Hollywood.
Reżyserem tego filmu jest Danny Boyle znany z takich produkcji jak „Niebiańska plaża” czy „127 godzin”. W tym roku przewidywana jest premiera jego nowego filmu „28 miesięcy później”.
Natomiast wcześniejsza kontynuacja, „28 tygodni później”, jest już dziełem innego reżysera, Hiszpana Juana Carlosa Fresnadillo i jest to bardzo widoczne.
A więc, kontynuacja… Dzieło w zasadzie całkowicie samodzielne. Z „28 dni później” łączy go motyw zarazy powodującej agresję oraz miejsce akcji, czyli wyspy brytyjskie.
Bohaterzy to cudem ocalali, którzy teraz wracają do kraju, gdzie służby bezpieczeństwa, armia i wszytko, co możliwe ma zadbać o to by zostali bezpiecznie rozlokowani w odkażonych dzielnicach. Wśród tych szczęśliwców jest Don, piastujący posadę ciecia w centrum medycznym i apartamentowcu dla ocalałych oraz jego dzieci, śliczna Tammy i mały Andy. Gdzieś jeszcze powinna być żona… ale niefortunnie Dom porzucił ją w kryzysie. Właściwa akcja filmu rozpoczyna się w chwili, gdy żonka nieoczekiwanie powraca, przynosząc ze sobą coś jeszcze…
„28 tygodni później” zdecydowanie bardziej przypomina klasyczny zombie movie niż jego poprzednik. Już pierwsze sceny to atak zakażonych, brawurowa ucieczka, pełen napięcia pościg.
Dalej mamy obraz prób zaradzenia powrotowi epidemii, w którym uczestniczą dzielni reprezentanci wojska. Na prowadzenie wysuwa się tu lekarka wojskowa, Scarlet oraz zbuntowany żołnierz, Doyle. Dzięki nim uświadczymy dużo sentymentalizmu- w końcu to wojsko amerykańskie, jak zawsze gotowe nieść pomoc uciśnionym obywatelom innych krajów.
Tępo akcji jest nieporównywalnie szybsze niż było to w jedynce. Budżet filmu co najmniej podwojono, a środki te przeznaczono na spektakularne użycie efektów. Będzie więc masowa eksterminacja gazami bojowymi, ścinanie głów śmigłami helikoptera i oczywiście hordy statystów w charakterze krwiożerczych zombie.
Dzieje się. Wszytko to oprawione bardzo dobrą muzyką Johna Murphy’ego.
Gdyby nie fakt, że po prostu zwyczajnie nie lubię filmów o zombie- wyjątkiem jest czarno-biała „Noc żywych trupów” Romero – mogłabym powiedzieć, że filmy trafiły w mój gust.
Pod warunkiem, że kogoś ruszają te tematy, to są jak najbardziej godnymi reprezentantami zombie movie.
Moja ocena:
28 dni później:6+/10
28 tygodni później:6/10
W skali brutalności: 4/10
Dodaj komentarz