The Hunt for the I-5 Killer/ Zabójca z autostrady 1-5 (2011)
Kanadyjski thriller Allan Kroekera – znanego głównie z reżyserii seriali takich jak „Plotkara”, „Roswell”, „Kości”, „Nie z tego świata” – opowiada autentyczną historię mordercy grasującego w Stanach Zjednoczonych w okolicy autostrady 1-5, schwytanego na początku lat 80.
Fabuła filmu rozpoczyna się od jednej z napaści, jakiej dopuszcza się seryjny na dwóch młodych dziewczynach pracujących jako sprzątaczki. Gwałci obydwie, do obydwu strzela, lecz tylko jedną udaje mu się uśmiercić.
Sprawą zajmuje się wytrwały detektyw, Dave Kominek, który do tej pory nie miał do czynienia z tak brutalnym i nieuchwytnym sprawcom.
Od obserwacji prób rozwikłania sprawy płynnie przechodzimy do śledzenia losów pana mordercy. Początkowo twórcom udało się wyprowadzić mnie w pole i mężczyzna, którego podejrzewałam ostatecznie okazał się niewinny, a prawdziwy morderca czaił się tuż obok.
Jest to bardzo niewielki element zaskoczenia, bowiem tożsamość mordercy poznajemy bardzo szybko. Gorzej jest z jego złapaniem i wreszcie, udowodnieniem winy.
Widz nie ma wielkich szans na bliższe poznanie zabójcy, tak bliskie jak ja bym sobie tego życzyła, poznajemy jednak jego modus operandi i możemy mniemać na temat przyczyn jego postępowania.
Film będzie dobrą rozrywką, ale nie wypada jakoś szczególnie interesująco na tle innych produkcji opartych na historiach seryjnych morderców.
Może z tego względu, że jest bardzo 'standardowy’:
Mamy tu dzielnego glinę który zaniedbuje swoją rodzinę, bo obiecał pięknej zgwałconej, że ujmie sprawcę jej krzywdy, mamy morderce, który nie wyróżnia się niczym szczególnym na tle bardziej barwnych kryminalistów.
Nasz morderca nie jest ani wizjonerem, ani sadystą lubiący chore gierki. Lubi zgwałcić, zabić okraść, niekiedy atakuje dwukrotnie tej samej nocy. Jest arogancki i nie wyróżnia się inteligencją.
Śledztwo przebiega dość gładko, za gładko jak na mój gust, choć podejrzewam, że trzymali się po prostu faktów, ostatecznie ten zbrodniach nie działał byt długo zanim dzielni stróże prawa złapali go za dupsko.
Ot, średni film, ani szczególnie porywający, ani nie posiadający jakiś uchybień mogących go zdyskwalifikować jako dobry produkt filmowy.
Moja ocena:
Straszność: 4
Fabuła:7
Napięcie:7
Klimat:5
Zabawa:a8
Walory techniczne:6
Aktorstwo:7
Zaskoczenie:5
Oryginalność:5
To coś:6
60/100
W skali brutalności: 2/10
Gość: Danny, 93.154.166.* napisał
Ilsa wybacz, ale właśnie przypomniał mi się film… może już oceniany, może już zjechany… ale we mnie wzbudza niepokój… właśnie – niepokój. „King of the Ants” z 2003 roku. Dla mnie brak słów jeśli idzie o fabułę. Oceń sama. Enjoy.
ilsa333 napisał
Hym…Nie palę się do tego tytułu, ale kiedyś obejrzę. To Ty polecałeś mi „Orkę”?