Wilczyca (1983) i Powrót Wilczycy (1990)
Akcja „Wilczycy” toczy się w Polsce w XIX wieku. Od samego początku obraz hipnotyzuje widza ujęciami plenerów tyle romantycznych i pięknych co posępnych i zasmucających.
Jest zima. Kasper Wosiński zarządca w pałacu hrabiego Ludwika i jego powstańczy pobratymiec powraca do domu aby spotkać się z konającą małżonką, Maryną. Maryna choć piękna, a może dlatego, że piękna, prowadziła się bardzo źle. Puszczała bez przerwy za co mąż często musiał wymierzać jej kary cielesne. Mateusz, brat Kacpra, który również czuwa przy chorej aż do momentu wyzionięcia przez nią ducha, opowiada mu o szatańskich sztuczkach i czarnej magii, którą lubiła zabawić się Maryna. Kobieta umierając przeklina męża obiecując, że wróci do niego pod postacią drapieżnika. Zapobiegliwy Mateusz przebija serce truposzki osikowym kołkiem by zapobiec jej powrotowi zza światów.
Jednak w tamtych niespokojnych czasach nawet trupy na cmentarzu nie mogą spoczywać w spokoju. Pech sprawia, że Maryna zyskuje możliwość powrotu do Kacpra, który tym czasem udaje się z powrotem do pałacu hrabiego.
„Wilczyca” do godny reprezentant wzgardzonego, polskiego kina grozy. Tak różni się od zachodnich produkcji, jak to tylko możliwe. Bazuje na romantycznych legendach o mściwych kochanicach podobnie jak „Widziadło„. Mniej jednak wykorzystuje erotykę, a bardziej skupia się na warstwie uczuciowej.
Bardziej też stawia na klimat grozy. Sceny, w których Kacper przemierza mgliste łąki, nasłuchuje wycia wilczycy, napotyka powieszonego karczmarza, czy też finałowa scena na cmentarzu może nie przerażają w dosłowny sposób, ale widz doświadczy odczuć bliskich lękowi czy niepokoju.
Polacy mimo bogatej przeszłości w kwestii spuścizny, którą można by zakwalifikować do gatunku horror zawsze mieli pod górkę. Słowiańskie legendy, które miałyby z pewnością duży potencjał były wyjątkowo chętnie wyplewiane przez kościół w czasach średniowiecza. Jedyne co więc dziś mamy to pamiętający czasy romantyzmu subtelny duch grozy, który nie wyskakuje z szafy, lecz krąży po lasach okalających dworki i pałace. Mnie się to podoba, lecz nie jest to groza do jakiej przywykliśmy.
Jak to w romantycznych opowieściach bywa, mamy tu warstwę fantastyczną i racjonalną.
Z fantastycznego punktu widzenia mamy tu historie o mściwym duchu ex małżonki, która po śmierci postanawia opętać swojego sobowtóra, hrabinę Julię i tym samym dalej 'dokuczać’ Kacprowi. Mężczyzna przy pomocy lekarza alchemika musi załatwić Wilczycę.
Jeżeli spojrzeć na to z racjonalnego punktu widzenia, to mamy tu przemocowego alkoholika, który prał swoją żonkę, która rzekomo się puszczała. Po jej śmierci chla jeszcze więcej, a swój zespół Otella przekierował na hrabinę, która podobnie jak jego żonka lubi się zabawić na boku. Jego obsesja na punkcie zdrady doprowadza go do morderstwa.
Jest to pozornie bardzo prosta historia.
Wilczyca powraca na początku lat 90.
Tym razem zdradzona kochanka malarza i poety Kamila Orzelskiego rzuca na niego klątwę.
Kto w tej części filmu zostanie wilczycą, a raczej bardziej wilkołaczycą jest kwestią dość nie jasną. Każda z adoratorek Kamila mieszkających w pałacu hrabiny Julii, znanej nam z pierwszej części obrazu, może okazać się zawistną wilczycą, która uśmierca jego świeżo poślubioną małżonkę.
O ile historia jest całkiem dobra, to niestety klimatem „Powrót wilczycy” nie dorasta „Wilczycy” do pięt. Zamiast zamarzniętych pól, mglistych lasów i po powstańczego rozgoryczenia mamy słoneczne lato, kwitnący ogród, zamiast krążącego po posiadłości wilka, mamy człowieka w futrzanym kostiumie z plastikowymi kłami, który chodzi po komnatach i morduje.
Trzeba lubić klimat polskich horrorów, żeby te filmy przypadły do gustu. Ale może jednak warto dać szansę „Wilczycy”.
Moja ocena:
Wilczyca:7+
Powrót wilczycy:6
W skali brutalności, obydwa obrazy: 3/10
Gość: funny bear, *.icpnet.pl napisał
pierwsza część 2/10 , drugiej boję się oglądać