Oberża na pustkowiu – Daphne du Maurier
Mary Yellan od zawsze mieszkała na farmie, gdzie uczyła się ciężkiej pracy i tego, że nie warto być od nikogo zależnym. Niestety jest jeszcze bardzo młoda gdy jej matka umiera powierzając los córki swojej siostrze. Mary zgodnie z wolą matki sprzedaje ziemię i udaje się do Kornwalii gdzie mieszka ciotka Patience. Niestety zamiast w dużym mieście gdzie miałaby szansę szybko się usamodzielnić trafia na pustkowie. Okazuje się bowiem, że ciotka nie tylko wyszła za mąż, ale w ślad za mężem osiadła w okolicy nieprzyjaznych torfowisk i zapomnianych traktów gdzie do spółki ze wspomnianym małżonkiem prowadzi Oberżę. Jak dziwne i posępne jest to miejsce Mary Yellan przekonuje się jeszcze w drodze słysząc przestrogi i ostrzeżenia, nie tylko przed samym miejscem a przede wszystkim przed jego właścicielem, Jossem Merylynem.
Daphne du Maurier po raz kolejny zabiera swoich czytelników do ponurej Kornwalii. Tym razem oferuje nam powieść mniej gotycką, bardziej sensacyjną. To dzieło bardzo młodej wówczas autorki, jej bodajże czwarta publikacja, która ma szansę się podobać – wszak sam Hitchcock zwrócił na nią uwagę („Jamajca inn” 1939) – ale nie jest to Daphne w pełnym rozkwicie.
„Oberża na pustkowiu” w moim odczuciu pozostaje daleko w tyle za jej późniejszymi opowiadaniami i powieściami. Jest zdecydowanie bardziej mainstreamowa – w rozumieniu ówczesnych trendów (1936) . Jest też mniej dojrzała pod względem budowania warstwy psychologicznej, portretowania postaci, czy snucia zajmującej intrygi tylko dzięki wprawnym zabiegom narracyjnym.
Mimo, że Mary Yellen na poziomie deklaratywnym jest swego rodzaju buntowniczką to przy bohaterkach i bohaterach „Mojej kuzynki Racheli„, czy „Rebeki” wypada naprawdę bladziutko. Moją uwagę zwrócił natomiast pastor albinos, którego sylwetkę widzę jako przedśpiew tego w jaki sposób du Maureier w późniejszych dziełach kreowała swojej postaci.
Fanką iście pirackich motywów jakie możemy spotkać w „Oberży…” też raczej nie jestem co za skutkowało tym, że z tą akurat powieścią polubiłam się tylko w umiarkowanym stopniu. Spotkanie z „Oberżą…” traktuję w tym momencie jako studium ewolucji stylu autorki, ewolucji niebagatelnej biorąc pod uwagę mój ośli zachwyt nad jej starszymi utworami.
Moja ocena: 6/10
Dziękuję wydawnictwu Albatros
Dodaj komentarz