Entity/ Byt (1982)
Carla Moran to trzydziestokilkuletnia samotna matka trójki dzieci. Atrakcyjna kobieta zupełnie nie potrafi ułożyć sobie życia. Boryka się z problemami finansowymi i osobistymi. Na domiar złego – jakby zwyczajne życie nie dość jej dało w kość pewnej nocy zostaje napadnięta i zgwałcona we własnym łóżku. Nikt, nawet sama ofiara nie jest w stanie określić kim, albo czym był napastnik. Niewidzialny gwałciciel zaczyna sobie coraz swobodniej poczynać z Carlą. Nie wiedząc co robić przerażona kobieta szuka wsparcia u przyjaciółki, u lekarza psychiatry aż wreszcie trafia na naukowców, którzy są przekonani, że zdarzenia, które spotkały Carlę mają podłoże paranormalne.
’Legenda’ głosi iż historia Carli wydarzyła się naprawdę, gdzieś w Stanach Zjednoczonych w latach 70. Czy w to wierzyć czy nie, jak zwykle musi rozstrzygnąć sam widź. Pewne jest że scenariusz autorstwa Franka De Felitta oparty został na jego noweli.
Wiele jest filmów o nawiedzeniach, którym przypiętą łatkę, 'oparte na faktach’. W większości z nich twórcy nie dają widzowi miejsca na wątpliwości. Uporczywie pchają nam do głowy jedną słuszną teorię jaką jest działalność sił nie z tego świata. Tak było w przypadku „Amityville” czy „Udręczonych„.
Choć wątpliwości co do autentyczności takich wydarzeń, czy ich prawdziwego podłoża jest sporo, rzadko kiedy twórcy podzielają rozważania racjonalnie myślącego widza.
Inaczej jest w przypadku „Bytu”. Od samego początku tej historii mamy więcej pytań niż odpowiedzi, każda teoria- teoria psychiatry, teoria badaczy zjawisk nadprzyrodzonych czy koncepcja samej zainteresowanej są na swój sposób wiarygodne i przykuwają uwagę. To sprawia, że przez lwią część tego przydługiego nieco obrazu oglądamy go z uwagą.
Każdy sam ma możliwość zdecydować, czy Carla faktycznie stała się obiektem zainteresowania jakiegoś astralnego podróżnika, czy też jest ztraumatyzowaną świruską. Takie poprowadzenie fabuły jest największą zaletą tej produkcji.
Od strony wizualnej „Byt” wypada biednie jeśli oczekuje się ciekawych i efektownych obrazów rzeczonego Bytu. Nie ma co się oszukiwać, że błyskawice robią dziś na kimś wrażenie 😉
Zupełnie inną sprawą są zdjęcia, sposób kręcenia poszczególnych sekwencji, który doskonale maskuje kiepską jakość efektów. Wisienką na torcie jest muzyka autorstwa Charlesa Bernsteina, którego ścieżki są zawsze bardzo charakterystyczne i jak nic potrafią podkręcić klimat grozy. Wystarczy przypomnieć sobie muzykę z „Koszmaru z ulicy wiązów”. W „Entity” funduje nam ostre, pojedyncze i bardzo agresywne dźwięki, które słyszymy zawsze gdy coś niepokojącego zaczyna się dziać. Prostota czasami jest najlepsza.
Nie da się ukryć, że sukcesowi filmu bardzo przysłużyła się kreacja aktorska Babary Harshey, bardzo sugestywnie wprowadzającej jeszcze większe zamieszanie w i tak nie jasną historię. Ostatnio mieliśmy przyjemność oglądać ją np. w „Czarnym Łabędziu”.
Jest to na pewno jeden z lepszych horrorów paranormalnych. Niektóre sceny autentycznie budzą grozę – mam tu na myśli poszczególne gwałty na Carli- a cały obraz utrzymuje ciekawy klimat.
Jest niestety trochę przydługi i pod koniec zaczyna się trochę „wlec”, ale jestem w stanie to wybaczyć.
Moja ocena:
Straszność:7
Fabuła:9
Klimat:9
Aktorstwo:9
Zdjęcia:8
Zabawa:7
Dialogi:7
Zaskoczenie:6
To coś:8
Oryginalność:8
78/100
Gość: Magda, *.adsl.inetia.pl napisał
Dzięki 🙂
Uważam, że film jest naprawdę dobry, nowszym produkcjom daleko do „Bytu”. Jak sama zauważyłaś: świetna muzyka i genialny klimat.
Nie zraża mnie niewielka ilość lub niezbyt wysoki poziom efektów specjalnych- dla mnie to akurat pozytyw. Szczerze mówią mam ich trochę dość, zazwyczaj posiłkują się nimi te filmy, które nie mają nic więcej do zaoferowania.
ilsa333 napisał
Osobiście bardzo lubię stare, takie nieco 'chałupnicze’ efekty, zrobione w bardzo prosty sposób a dający o niebo lepszy efekt niż te wygenerowane przez maszynerię. Np. w „Furmanie śmierci” albo „Czarownicach”- bardzo stare filmy, nie ma tam mowy o zaawansowanej technice, ale za to pomysły twórców- genialne. Co do 'błyskawicy’ z „Bytu” to po prostu mało pomysłowa mi się wydała, toteż wrażenia pożądanego nie zrobiła- w moim przypadku, oczywiście.