Shelter/ Inkarnacja (2010)
Juliane Moore- już nie mogę się doczekać kiedy zobaczę ją w roli matki „Carrie”, a premierę znowu przesunęli, dranie- w „Shelterze” wciela się w postać lekarza psychiatrii (Nie PSYCHOLOGA, krew mnie zalewa jak ktoś te dwie profesje myli i bohaterka „Sheltera” raz jest psychologiem, raz psychiatra w zależności od preferencji „recenzenta”).
No, więc, jeszcze raz: Julian Moore w „Shelterze” wciela się w postać lekarza psychiatrii. Ostatnimi czasy miała do czynienia z przypadkiem osobowości wielorakiej. Badany przez nią pacjent/podejrzany dostał kare śmierci, bo pani doktor nie była w stanie przekonać ławy przysięgłych, że nadużywana przez filmowców z Hollywood osobowość mnoga na prawdę występuje i nie jest tylko usprawiedliwieniem zbrodni w afekcie. Teraz smutna Caroline pewnie zalewała by się jeszcze dość długo w ponurym barze by zdusić poczucie winy gdyby nie telefon od ojca, również lekarza psychiatry, który ma dla córki kolejny ciekawy przypadek. David- w tej, że roli Jonathan król Henryk Tudor Mayers został przewieziony do szpitala wprost z ulicy. Chłopak jest sparaliżowany. Caroline poddaje go badaniu (udałam, że nie widzę jak ta pani posługuje się Rorschachem, to tylko film – w końcu) następnie opuszcza sympatycznego pacjenta, a gdy wraca ten przedstawia jej już swoje nowe „wcielenie”, chamskiego typka, Adama.
Przez godzinę i 4 minuty (mniej więcej) śledzimy rozwój wydarzeń, który wskazywał by, że oglądamy horror psychologiczny. Poznajemy wachlarz osobowości Adama, obserwujemy moralne rozterki Caroline, dowiadujemy się czegoś o jej życiu osobistym, by nagle przeskoczyć w horror religijny. Bóg, wiara, nadzieja, zbawienie i potępienie… wyskakuje jak filip z konopi i całkowicie zmienia kształt filmu. Twórcom wydawało się pewnie, że w ten sposób przydają filmowi oryginalności, ale – nie szukając daleko- kilka wpisów wcześniej pisałam o „The lost” gdzie też kwestia zaburzenia psychicznego przybrała ostatecznie kształt czegoś w rodzaju opętania. Więc mimo iż wprowadzili tu dużo zamieszania to oryginalność tego chwytu jest wielce wątpliwa.
Co więcej, ja osobiście już wolałabym trzymania się wątków horroru psychologicznego niż przeskoku w nachalne moralizowanie. Zło czeka za każdym rogiem i tylko ludzie mocnej wiary mogą mu stawić czoła…
Bardzo cenię sobie Juliane Moore, jej aktorstwo na pewno zrobiło dużo dobrego dla tego filmu jednak, nie mogę oprzeć się wrażeniu, że z dwóch szwedzkich reżyserów „Scheltera” każdy miał różny pomysł na ten film stąd mamy do połowy horror psychologiczny, a od połowy horror religijny w dodatku z bardzo banalnym morałem.
PS. Może ktoś się dopatrzył, bo ja nie, jakich „Twórców The Ring” mogą mieć na myśli projektanci plakatu? Bo nie dopatrzyłam się ani jednej osoby, która by maczała palce w obu tych filmach;)
Moja ocena:
Straszność: 6
Fabuła:6
Klimat:6
Aktorstwo:7
Zdjęcia:7
Dialogi:6
Zabawa:6
Zaskoczenie:6
Oryginalność:5
To coś:5
60/100
Gość: funny bear, *.icpnet.pl napisał
8/10