The Good son/ Synalek (1993)
Joseph Ruben tym filmem po raz kolejny udowodnił iż w jego twórczości ważne miejsce zajmują relacje rodzinne. Te, większość osób zdaje sobie z tego sprawę – choć są zapewne szczęśliwcy żyjący w niewiedzy- bywają nad wyraz pokręcone 🙂
Kilka lat po nakręceniu rewelacyjnego horroru „Ojczym„, oraz jego kontynuacji, Ruben jeszcze raz wykorzystał motyw amerykańskiej rodziny by zejść głęboko w najmroczniejsze pokłady człowieczej duszy.
W przypadku „Synalka” to dziecko, nie rodzic reprezentuje wcielenie zła. Między obiema postaciami- Jerrego Blake’a i małego Henrego Evansa istnieją dwa podstawowe podobieństwa: obydwaj są osobowościami psychopatycznymi oraz działają w obrębie własnej rodziny – to najbliżsi są ofiarami ich psychopatyczno- sadystycznych zapędów. Podobieństw za pewne znalazłoby się więcej, ale nie chcę tu psychoanalizy uprawiać:)
„Synalka” po raz pierwszy oglądałam będąc w wieku jego tytułowego bohatera. Zrobił na mnie przeraźliwe wrażenie. Z jednej strony budził we mnie popłoch, z drugiej zazdrościłam mu tego psychopatycznego przekonania o własnym geniuszu the best’u.
Zanim trafimy do domu małego diablątka, Henrego, poznajemy jego kuzyna, Marka. W tej roli mały dzielny hobbit Eljah Wood. Ucieleśnienie niewinności i wszelkiego dobrodziejstwa odbija się w jego wielkich błękitnych oczętach. Biedny chłopiec po śmierci matki zmuszony jest przez dwa tygodnie mieszkać z wujostwem podczas, gdy ojciec zajmuje się interesami. Postać Marka po za ta bijącą od niego dobrocią jest niczym innym jak filmowym portretem ztaraumatyzowanego śmiercią matki dziecka.
Gdy trafia do domu wuja i ciotki w odległym Maine wydaje się, że wszystko zmierza ku lepszemu. Chłopiec szybko zaprzyjaźnia się z kuzynem, Henrym.
Tu na arenę wkracza Macaualy Culkin, ikona kina familijnego, wiecznie porzucany w świąteczny czas Kevin. Dobór takiego aktora świadczy o sporej przekorności twórców. Postać, w którą się wciela w „Synalku” ma wbrew pozorom bardzo dużo wspólnych mianowników z małym Kevinem… Henry czuje się (o ile możemy założyć, że psychopata coś czuje, lepiej użyjmy określenia : reaguje.) No więc reaguje agresją na członków swojej rodziny, szczególnie rodzeństwo, które zagraża jego pozycji. (Psychopaci tak już mają, że zawsze muszą udowadniać swoją władzę nad innym, to coś stylu rany okresu narcystycznego, która każe mu bezwzględne eliminować tych, którzy zagrażają jego pozycji).
Wyobraźmy sobie, że mały, słodki Kevin posiadał cechy, które w połączeniu z pewnymi czynnikami środowiskowymi mogłyby doprowadzić do wykształcenia się nieprawidłowej osobowości. Powiedzmy, że bardzo silnie przeżył porzucenie przez rodzinę, które doprowadziło do reakcji spustowej i oto w kolejnej części filmu wyrzyna cała swoją familię, żeby tylko zatrzymać ich przy sobie:) Pojechałam po bandzie, wiem, ale niezbadane są intencje twórców, którzy z dziecka robią potwora, więc czemu by nie..??
Mały Henry obdarza Marka zaufaniem i zdradza mu swoje brudne sekreciki. Przekonuje go, że nie warto się bać. On też się bał. Zanim przekonał się, że może wszystko:) Henry bez lęku przekraczał kolejne granice tego co dozwolone. Sprawnie manipulując nieświadomym niczego otoczeniem wzmacniał tylko przekonanie o własnej bezkarności. Nie chcę zdradzać co robił, ale możecie mi wierzyć na słowo, że mały ma mocno pojechane zagrania:) Henry upaja się rosnącą trwogą w błękitnych oczętach Marka. Straszenie go jest jego nową rozrywką. Wie, że chłopiec stracił do niego sympatie: a kto nie ze mną ten przeciwko mnie.
Napięcie w filmie rośnie w miarę jak nakręca się spirala szaleństwa w głowie Henrego. Choć tak jak wspomniałam, Mark z racji ciężkiego przeżycia tez nie jest do końca psychicznie ogarnięty. W tym filmie podobnie jak w recenzowanej wcześniej „Sierocie” szybko wkraczamy na płaszczyznę rodzaju paranoid thriller, z tym że ofiarą jest tylko Mark. To z niego wszyscy robią wariata z mania prześladowczą, który własne poczucie winy za śmierć matki projektuje na ukochanego syna wujostwa.
Mocny finał jest zwieńczeniem perfekcyjne zbudowanego nastroju. Wielkie brawa, chylę czoła przed Josephem Rubenem i pozostałymi uczestnikami „zabawy”.
… I niech nie zmyli was cukierkowa muzyka rodem z niedzielnego filmu familijnego, której użyto w filmie- to kolejny dowód przewrotności twórców:)
SPOILER: Podobnie jak Mark również zastanawiam się, jak postąpiła by matka Henrego, gdyby miała szansę „wybrać” jeszcze raz. Nasuwa mi się w związku z tym kolejne pytanie: Co było kryterium jej wyboru w tamtej chwili? Jeżeli kierowała się impulsem: on próbował mnie zabić, przed chwilą dowiedziałam się, że zabił moje dziecko- mogłaby żałować tego wyboru, gdy emocje opadły. Jednak jeżeli zdecydowała tak bo stwierdziła: Statystyki mówią iż szanse na wyleczenie psychopatii są praktycznie zerowe, nie chcę by mój syn skrzywdził kogoś jeszcze- To wobec tego po raz kolejny zrobiła by to samo. Hym??? KONIEC SPOILERA.
Moja ocena:
Straszność: 3
Fabuła: 10
Klimat:10
Aktorstwo:9
Dialogi:10
Zdjęcia: 7
Zaskoczenie: 7
Oryginalność:7
Zabawa:10
To „coś”: 10
83/100
Gość: zaci00, *.galileusz.pl napisał
KONIECZNIE muszę zobaczyć!
Ostatnio oglądałam „W kleszczach lęku”, świetny film, dzięki za jego recenzję, bo dzięki temu mogłam na niego natrafić 🙂
A widziałaś może „Poza Świadomością”? Ostatnio czytałam o nim w gazecie, horror z 2001 roku, może być ciekawy…
ilsa333 napisał
Bardzo się cieszę, że film Cię zainteresował, bo naprawdę wart jest zobaczenia. Co do „Po za świadomością” to nie przypominam sobie bym go oglądała, ale dzięki za sugestię, na pewno zobaczę i podzielę się wrażeniami w recenzji. Teraz jestem w trakcie tworzenia opasłej listy filmów z gatunku, które już widziałam, umieszczę ją na blogu jak się z tym uporam, żeby można było na szybko sobie przejrzeć tytuły.
Pzdr. miłego seansu z „synalkiem”:)