What Keeps You Alive / Zabij i żyj (2018)
Jackie i jej żona Jules mają zamiar świętować pierwszą rocznicę ślubu w domu nad jeziorem należącym do tej pierwszej. Romantyczne okoliczności przyrody skłaniają Jules do miłosnych uniesień, jednak jej partnerka ma zupełnie inny plan na ten wyjazd. Wyjście na jaw pewnych nieprzyjemnych faktów dotyczącym przeszłości Jackie tylko przyspieszają jej decyzję o pozbyciu się żony.
„Zabij i żyj” to autorski projekt znanego jako współtwórca „Grave encounters” Colina Minihana. Jednak w przeciwieństwie do wspomnianego filmu, który przecież zyskał niemałą popularność tym razem reżyser wybrał inną ścieżkę. Leśną ścieżkę można rzec. A gdzie las, tam zwykle survival. Miłośnicy tego typu produkcji już pewnie zacierają ręce, ale muszę ostudzić Wasze zapędy.
Osobiście najbardziej cenie survivale, gdzie głównym antagonistą jest przyroda. To z nią protagoniści mają walczyć o przetrwanie. W przypadku „Zabij i żyj” wyraźnie przybija tu nuta thrillera z pojebaną 'z natury’ antybohaterką. Jackie, a raczej Megan, bo tak w rzeczywistości ma na imię rudawa psychopatka postanawia zutylizować swoją żonkę. Robi to bez najmniejszych skrupułów jakby wyrzucała sfilcowany sweter po zimie. Jednak Jules to twarda zawodniczka i nie podda się tak łatwo. Tu się zaczyna właściwa akcja.
Odniosłam wrażenie, że twórca nie mógł się zdecydować, czy bardziej chce iść w stronę thrillera psychologicznego pełnego chorych wynurzeń naszej antybohaterki i prób ogarnięcia jej pierdolca przez niedoszłą ofiarę, czy skupić się na wyeksponowaniu walki o przetrwanie, dzikiej i bezwzględnej.
Ta druga nie potrzebuje wiele słów, bardziej idzie o dynamikę wydarzeń. Tymczasem w „Zabij i żyj” mam sporo przystanków na analizę wspomnianego pierdolca, co moim zdaniem nie przysłużyło się wyeksponowaniu walorów survivalu.
Jednakże jak to mówią, jak się nie ma co się lubi to się lubi, co się ma, udało mi się znaleźć sporo plusów w tej produkcji. Bardzo przypadł mi do gustu klimat. Od samego początku nie mamy tu do czynienia ze słonecznymi wakacjami. Na niebie wiszą chmury, powietrze jest duszne, zaraz będzie burza. I jest ale nie ta pogodowa.
Muszę przyznać, że punkt rozpoczęcia właściwej akcji mnie zaskoczył. Wyobraźcie sobie taką scenę: idziecie przez las z partnerem, patrzycie: ooo skarpa i zrzucacie z niej tępego chuja, który w ogóle nie czai, że nastąpiło rozwiązanie Waszego związku. Tak to mniej więcej wyglądało.
Duża w tym zasługa wstępnej prezentacji postaci. To Jules wyglądała groźniej. Jej zakochany wzrok wbity w Jackie zalatywał mi mocno Otellem. Mimo że ofiary zwykle zbytnio nie zajmują mojej uwagi, to właśnie Jules, mimo wszystko wydawała mi się bardziej interesująca. Rola antybohaterki przekonała mnie mniej. Może z powodu słabego modus operandi, czy raczej genezy zbrodni. Jest tyle lepszych powodów do zabicia człowieka, niż…
Co żeby nie strzępić klawiatury po próżnicy: Film całkiem niezły, choć jak wspomniałam, mam inne preferencje ad. survivalu. Podobało mi się zakończenie, więc film pozostawił po sobie dobre wrażenie.
Moja ocena:
Straszność:2
Fabuła:7
Klimat:7
Napięcie:6
Zabawa:7
Walory techniczne:7
Aktorstwo:7
Oryginalność:6
To coś:6
64/100
W skali brutalności: 3/10
Hej! Mam pytanie. Gdzie udało Ci się zobaczyć „Zabij i żyj”? Szukam i szukam i nigdzie nie mogę znaleźć wersji online. Dodam jeszcze, że czytam Twoje recenzje odkąd pamiętam. Zawsze zanim podejdę do filmu włączam filmweb i Twojego bloga. Nie wyobrażam sobie, żebyś miała przestać pisać a coś takiego przeczytałam na Twoim blogu. Don’t do it! 🙂