The Possesion/Kronika opętania (2012)
Bardzo chciałabym napisać iż reżyser mojego ukochanego filmu „Księga Diny” dokonał w Hollywood czegoś wielkiego. Że połączył specyficzny europejski klimat z hollywoodzkim splendorem w pięknym stylu. Że mnie przeraził. Że zwalił na kolana. No cóż, pognałam na ten film niemal z wywieszonym językiem…
Na pewno mogę rzecz iż jest to jeden z lepszych filmów o opętaniu nakręcony ostatnimi czasy. Ale to nie to, czego oczekiwałam po Ole’m.
Fabuła- nic szczególnego- Mała dziewczynka nabywa na wyprzedaży garażowej dziwną, drewnianą szkatułkę. Początkowo nie dzieję się w związku z tym nic nadzwyczajnego, jednak z dnia na dzień dziecko zachowuje się coraz dziwniej. Pewnej nocy udało jej się otworzyć skrzynkę, która nie powinna nigdy zostać otwarta. W środku znajduje jakieś mało ciekawe suweniry.
Wszystko rozwija się powoli acz sukcesywnie. Miało to pewnie na celu zbudowanie napięcia jednak zbytnie zagęszczenie głównego wątku jakimiś mało istotnymi wycieczkami w głąb rodzinnych dramatów zepsuło ten efekt. Bo cóż w tym oryginalnego, że rodzice się rozstali? Bywa. Zapracowany ojciec, rozchwiana emocjonalnie eco- mama i jej nowy narzeczony ortodonta, siostra aspirująca tancereczka robiąca wyrzuty tatusiowi, bo czuje się zaniedbana. Nie za dużo tego?
Czasami prostota stanowi drogę do sukcesu. Zbytnie zamieszanie nie buduje odpowiedniej atmosfery. Historia musi mieć jakieś tło, nie może być zawieszona w próżni, ale to tło za bardzo pchało się na pierwszy plan. To w filmie przeszkadzało mi najbardziej i odciągało uwagę od tego co istotne.
Kiedy coś zaczynało się dziać w kwestii opętania na ekranie to… jakbym nie była na to przygotowana, bo przed chwilą jeszcze śledziłam perypetie rodem z niedzielnego kina familijnego.
Wolałabym żeby te rodzinne wątki zastąpiono większym zainteresowaniem historią skrzyni dybuka. Pomysł aby wciągnąć w amerykański horror wątki z wierzeń żydowskich był bardzo udany, jednak tak jak pisałam- nie wyeksploatowany do końca.
Zapewne na polskich widzach film zrobi mniejsze wrażenie niż na zachodnich sąsiadach. Już nawet nie chodzi o o antysemityzm, który toczy nasz kraj. Nasz mały demonek- dybuk- w przerwach między znęcaniem się nad duszą małej dziewczynki nuci sobie pewną piosenkę. Co więcej nuci po polsku! Leci ona mniej więcej tak: Co to będzie, co to będzie, tyle grzybków w trawie…
Przypomina mi to recytację „Wierzę w boga” w czasie rytuału w innych horrorze, który chciał zahaczyć o polski folklor, mianowicie „Świątynia”.
W filmie pojawia się też kilka dialogów w naszym języku. Z trochę kopniętą gramatyką. Wyobrażam sobie miny amerykańskich widzów: OMG a cóż to za prehistoryczny dialekt prosto z siódmego kręgu piekła!?
Polacy zapewne zareagują na to drwiącym uśmiechem, a niestety piosenka ta miała tu robić za demoniczny soundtrack dzięki, któremu zdobywa się dusze małych dziewczynek.
W filmie pojawia się sporo na prawdę dobrze zrobionych scary screenów- że tak to ujmę. Scena w pokoju Emily, gdy ta siedzi na swoim łóżku, a w okół niej szaleje rój owadów. Czy też momenty, w których dybuk próbuje fizycznie objawić się w dziewczynce. Próbuje wyjść przez usta etc. Większość z nich widzieliśmy w trailerze, ale nie wszystkie. To twórcom na prawdę się udało i tak jak mówię, gdyby jeszcze wprowadzili widza w odpowiedni nastrój ,zamiast zbaczać z kursu było by na prawdę dobrze.
Na pochwałę zasługuje odtwórczyni głównej roli, Natasha Calis, ta mała była dźwignią dla tego horroru. Jej gra była bardziej przekonująca niż role wszystkich pozostałych aktorów razem wziętych. Chociażby Jeffrey Dean Morgan, którego znamy min. z horroru „Rezydent”, moim zdaniem zupełnie sobie nie poradził, nie przekonał mnie choć być może dużo winy było w scenariuszu, w sposobie jak nakreślona została jego postać.
Rozeźlili mnie jeszcze faktem, iż ANI razu nie została puszczona piosenka, którą usłyszeliśmy w trailerze. Bardzo na to liczyłam:(
Tak więc- lekkie rozczarowanie- ale nie jest najgorzej. Kto jest temu winien? Wspominając „Księgę Diny”, ciężko mi jest uwierzyć, że Ole tak bardzo cofnął się w rozwoju. Może to Sam Remi, którego nazwisko dumnie góruje nad tytułem filmu powinien zostać obrzucony zgniłymi pomidorami? Jako producent miał zapewne dużo do powiedzenia więc, czy czasem aby nie zepchnął talentu Duńczyka na dalszy plan?
Moja ocena:
Straszność:4
Fabuła:7
Klimat:6
Aktorstwo:7
Zdjęcia:8
Dialogi:7
Zabawa:7
Oryginalność:6
Zaskoczenie:5
To „coś”: 6
63/100
No, naprawdę, tyle grzybków w trawie… Uśmiałam się. Jednak polski język w zagranicznych produkcjach to zawsze smaczek godny uwagi.
Tak, jasne, czasami jest się z czego pośmiać:)
Ten film obejrzałem jakiś czas temu i jest super, bardzo spodobał mi się motyw dybuka, polski głos demona, te stare przeklęte przedmioty z pudełka nadają klimatu. Akcja przy „basenie” niezbyt mi się podobała… ale nie będę spoilować. Dobrze stopniowane napięcie, narastająca akcja… Śmiało mogę polecić, obejrzenie tego filmu to nie strata czasu 🙂