Redeu-ai aka Red eye (2005)
To, czego najbardziej nie lubię w filmach, to marnowania potencjału. Jeżeli film jest po prostu słaby to trudno, zdarza się. Ale jeżeli dobry pomysł jest marnowany przez fatalne wykonanie, to jednak trochę szkoda, nie? Tak się dzieje w przypadku „Red eye”.
Jest to produkcja koreańska. Główny zamysł na fabułę oscyluje wokół dobrze znanych skośnych, filmowy tematów. Mamy więc czarnowłose duchy, motyw powrotu z zaświatów by dokończyć, to czego się skończyć nie udało, oraz technologię – tym razem w postaci pociągu. A do pociągów mam słabość. Pewnie dlatego pomysł przypadł mi do gustu.
Mi-sun w swoje piąte urodziny traci ojca, który ginie w wypadku kolejowym. Po 15-latach dziewczyna postanawia przejechać się tym samych pociągiem, w którym kiedyś zginał jej ojciec. Zatrudnia się więc na pokładzie „Chińskiej róży” w czasie jej ostatniego kursu. Motywy jej decyzji są dość niejasne.
Film ma bardzo intrygujący klimat. Dobą muzykę, ciekawe zdjęcia. Co prawda czasami wyskoczą z jakimś duchem ni z gruchy ni z pietruchy i nie wiadomo o co chodzi, ale tak to u nich bywa.
Najsłabszym elementem filmu jest aktorstwo i sposób kreowania postaci. Te elementy są niebywale mizerne, a mizerność ta rzuca się jeszcze bardziej w oczy w kontraście z całkiem dobrym scenariuszem, zdjęciami etc.
Aktorstwo w azjatyckich produkcjach jest specyficzne, do tego już zdążyłam się przyzwyczaić, ale umiem jeszcze odróżnić specyficzność od miernoty. I tu niestety była miernota… Jakaś dziwna sztywność, sztuczność, bóg wie co jeszcze. Do tego beznadziejne dialogi, których aż nie chciało się słuchać.
Finał opowieści jest dość interesujący, ale raczej nie zaskoczy.
Moja ocena:
Straszność:4
Fabuła:7
Klimat:9
Aktorstwo:5
Dialogi:4
Zdjęcia:7
Oryginalność:6
To „coś”:6
Zabawa:6
Zaskoczenie:6
60/100
Dodaj komentarz