Listy z Miasta Wiatraków – Konrad Możdżeń
Śmigiel, małe miejscowość w Wielkopolsce, zwane miastem wiatraków z uwagi na ogromną ilość właśnie takich budowli, które można tam spotkać. Niegdyś było ich koło setki. To właśnie wokół tego miejsca kręci akcja ośmiu opowieści, to właśnie stąd autor wysyła do czytelników swoje 'listy’.
Przeczytałam chyba wszystko co dotąd zdołał wydać Konrad Możdżeń, a nie było tego przecież dużo, chyba że coś jeszcze przede mną ukrył. Jego debiutancka powieść „Choć ze mną” nawiązująca do biografii niesławnego mordercy Karla Denke, jak i opowiadane, które znalazło się w zbiorze „Grobowiec” wskazuje na ulubione twórcze rejony autora, czyli posługiwanie się historycznymi nawiązaniami, klimat retro i groza z dużą domieszką ludzkich dramatów.
„Listy z miasta wiatraków” tylko potwierdzają, że oto są właśnie obszary w jakich autor lubi się poruszać. Ramy czasowe akcji opowiadań rozciągają się od okresu zaborów, aż do lat ’90 XX wieku. Po drodze mamy drugą wojnę światową, czy PRL. Gatunkowo – miszmasz, ale w zasadzie w każdej opowieści znajdziemy pierwiastek grozy, raz większy, raz bardziej subtelnie zasygnalizowany, ale wciąż obecny. Lektura całości przypomina wizytę w starym domu, urbex miejsc opuszczonych, grzebanie w starym kufrze na strychu, czy przeglądanie fotografii w sepii.
Osiem opowiadań, albo osiem minipowieści składających się na zbiór mimo dużej różnorodności tworzy integralną całość i choć jedne podobały mi się bardziej inne mniej bardziej;) to nie znalazłam tam utworu 'do wywalenia’. Trudno będzie stworzyć jakieś podium dla ulubieńców, ale opierając się na najsilniejszym śladzie pamięciowym i na subiektywnym oddziaływaniu tych treści na moje emocje wytypowałam trójkę zwycięzców.
„Więcej grzechów nie pamiętam”, to opowieść o pewnym kowalu, w którym wojenna rzeczywistość i chęć przetrwania – a może tylko chęć zadbania o własne interesy – rozpętała najgorsze instynkty. Kazik to bardziej bohater społecznego dramatu niż opowiadania grozy, ale umówmy się – rzeczywistość bywa straszna i tak też jest w tej historii. Pod drodze gęsto ściele się trup, bo tak właśnie dzieje się gdy ktoś kolaboruje i donosi. Jest w tym dużo moralnie wątpliwych wyborów i ogrom pychy. Bardzo mocna rzecz, bardzo dobrze przedstawiony bohater – antybohater. Tym mnie chyba autor kupił.
Nie mógł nie spodobać mi się „Błękit” czyli opowieść o pewnym duchu. Tam gdzie duch, a tam musi się pojawić pierwiastek smutku i jest on mocno wyczuwalny w tej opowieści, może nawet nieco przeważa nad grozą, ale mnie to ani na jotę nie przeszkadzało. Jest nastrojowo, jest tajemniczo – jak zwykle gdy echo przeszłości dochodzi do głosu.
Jeśli lubicie Craven’owskie klimaty w kombo z nazistowskimi eksperymentami to zachęcam do lektury „Drogi do Robaczyn”. Tu już zdecydowanie wieje grozą, a wszystko zaczyna się od niepozornego i rzecz jasna przymusowego postoju. Spacer w złą stronę i finalnie nasz bohater odkrywa coś czego zdecydowanie odkrywać by nie chciał.
To oczywiście nie wszystkie motywy i wątki przewijające się w tym dość pokaźnym zbiorze. Motyw zbrodni i kary, oniryzm, kontakt z zaświatami, znajdzie się nawet kryminał – w wersji retro of course. Taką wisienką na torcie jest ostatnie z opowiadań, to osadzone najbliżej współczesności i bardzo fajnie ukazujące motyw krainy dzieciństwa, takie bo ja wiem, domknięcie.
Reasumując, bardzo dobra rzecz, pięknie wydana i zilustrowana. Długo czekaliśmy, ale się doczekaliśmy.
Moja ocena: 8/10
Współpraca wydawnictwo Vesper
Dodaj komentarz