*Recenzja przedpremierowa
Lęk – Tomasz Sablik
Mała drewniana chata jest domem dla Jakuba i jego żony Julii. Przed nią rozciąga się widok na kilometry pustyni. Od południa ogrodzona jest ścianą lasu. Są w niej bezpieczni, najgorsze już za nimi. Udało im się przetrwać, nie zachorować, nie umrzeć. Żyją niczym rozbitkowie pokładając nadzieję w sobie nawzajem, lub jak woli Jakub, w Bogu. Wraz z mieszkającymi nieopodal Danielem i Martą tworzą maleńką społeczność ocalałych. Nie ma już metropolii, nie ma cywilizacji jest przejmująca cisza i przytaczająca ciemność. W tej ciszy Jakub nasłuchuje głosu boga, zaś Julia marzy o nowym początku jakim byłoby pojawienie się na świecie ich dziecka. Gdy na ich progu w deszczową noc pojawia się nieznajoma, młoda dziewczyna bóg odwraca swoją twarz od Jakuba. Na początku była ciemność, a ciemność przyprowadziła ze sobą lęk.
Można powiedzieć, że „Lęk” to powieść postapokaliptyczna, ale kiedy tylko zasiądziecie do lektury zauważycie jak szybko wymknie się temu schematowi. Z pierwszych partii powieści nie da się wywnioskować, co tak naprawdę skłoniło jej bohaterów do prowadzenia takiego trybu życia. Chata na pustkowi z cieknącym dachem, skromne izby, brak elektryczności. Relacja Jakuba i Julii nie należy do najłatwiejszych, wzajemne pretensje rzucają długie cienie, spojrzenia bywają zimne jak listopadowa noc. Nim trafili na skraj pustyni wydarzyło się wiele. Obraz apokalipsy, która zdziesiątkowała ludzkość w świecie przedstawionym autora to nie jest spektakularna klęska żywiołów. To seria małych tragedii i trudnych wyborów. Nie spotkacie tu Kingowskiego rozmachu, ludzi o fantastycznych zdolnościach. Są tylko ludzie. I ich lęk. Wszystko to zepchnęło Jakuba i Julię w ciemność zostało jednak gdzieś zduszone, stłamszone, stłoczone, przysypane pustynnym piaskiem, oddzielone zatrzaśniętymi drzwiami. Jednak te drzwi wkrótce się otworzą, stanie w nich dziewczyna. Młodziutka, bezbronna, szukająca schronienia. Co tak naprawdę Jakub i Julia wpuszczą do swojego domu?
„Lęk” różni się od „Windy” tak jak „Winda” różniła się od „Próby sił„. Nie wydaje mi się, że w jakikolwiek sposób spodziewałam się tego co spotkam na kartach tej powieści. Groza „Lęku” jest dalece subtelna, niewypowiedziana jak słowa skargi, które uwięzły w gardle, bo było ich za dużo. Emocje kipią i iskrzą, bo nie mogą znaleźć ujścia. Pragnienia i poczucie winy sprawiają, że świat Jakuba wali się po raz wtóry, a ile apokalips może przeżyć jeden człowiek? Od razu Wam mówię, że Tomasz nie starał się stworzyć bohaterów, których pokochacie i zapragniecie napić się nimi kawy. Będziecie chcieli potrząsnąć Jakubem, dać w twarz Julii, a dziewczyna, której na imię Żywia będzie próbować wpędzić Was w psychiczny dyskomfort z rodzaju tych, który dopada człowieka zafascynowanego i przerażonego jednocześnie. Każda z tych postaci jest trudna do jednoznacznej oceny, co tym bardziej budzi zamęt i chaos.
W tym chaosie aż roi się od metafor i odwołań. To czego nie da się przeoczyć to fakt, że jest opowieść o lęku. Podskórnej obawie, że za chwilę mój świat się skończy, mój świat się skończył. Mój świat nigdy nie istniał. Jest tylko ciemność.
*Książka objęta patronatem Biblii Horroru
Dodaj komentarz