Prom Night/ Bal maturalny (1980)
W czasie zabawy w chowanego grupka dzieciaków przyczynia się do śmierci młodszej koleżanki. Obwiniony za to zostaje lokalny ciemny typ, który wyrokiem sądu trafia na leczenie psychiatryczne.
W sześć lat po tych zdarzeniach, młodzi przyjaciele, którzy zawarli pakt milczenia w kwestii swojego udziału w śmierci Robin przygotowują się do wyczekiwanego balu maturalnego. Tak się składa, że wariat osądzony za śmierć dziewczynki właśnie dał nogę z psychiatryka. Grupa przyjaciół zaczyna odbierać dziwne telefony.
Wygląda na to, że widmo zemsty za śmierć Robin zajrzy im w oczy.
Dawno nie pisałam o starych, dobrych slasher’ach. Tak się złożyło, że jak dotąd nie miałam okazji obejrzeć słynnego „Balu maturalnego”, chyba jedynego kanadyjskiego straszaka, który mógł konkurować ze szlagierowymi amerykańskimi slasherami z lat ’80.
Winę za moją ignorancję w kwestii tej produkcji ponoszą jak zawsze moje uprzedzenia. Lubię stare slashery, ale nie koniecznie te rozgrywające się w cywilizowanych miejscach. „Bal maturalny” omijałam więc z rozmysłem. Do drugiego czynnika decydującego o tym przyznam się z lekkim wstydem. Nie lubię Jamie Lee Curtis. Wiem, shame on me, to niekwestionowana Królowa Krzyku, solidna aktorka etc. Jednakże jej twarz nie budzi mojej sympatii, wręcz przeciwnie, nie podoba mi się i już. Głupi argument prosto z dupy, ale tak mam z niektórymi aktorami.
„Bal maturalny” podobnie jak większość dochodowych produkcji grozy doczekał się sequeli i remake w roku 2008. Nie znam żadnego z nich.
Rzecz kluczowa, czy „Bal maturalny” przekonał mnie do siebie? Tak. Mimo, że ma pewne mankamenty, o których będzie później, uważam, że to całkiem przyzwoity slasher stanowiący dobrą rozrywkę, a o to przecież w tym gatunku chodzi.
Jamnie Lee Curtis tak bardzo mi nie przeszkadzała. Aktorska wciela się tu w postać powszechnie lubianej Kim, córki dyrektora, przyszłej królowej balu i… siostry zmarłej Robin.
Kim nie zdaje sobie sprawy z okoliczności śmierci młodej, tym bardziej nie wie, że jej cudowny chłopak i przyjaciółki miały w tym zdarzeniu udział. Dowie się tego z ust oprawcy, który doprowadzi do masakry na balu maturalnym.
Tożsamość mordercy jest tajemnicą, ale już prolog filmu, w scenie śmierci Robin i następujących po niej zdarzeniach widz może mieć swoje podejrzenia. Błędne tropy to też rutyna w takiej sytuacji więc trzeba się ich spodziewać.
Mankamenty, tak. „Bal maturalny” jest wyjątkowo delikutaśny, nawet jak na slasher, wybitnie unika ukazywania scen śmierci. Gdy już takową ujrzymy jest już w zasadzie po fakcie. Brakowało mi trochę tych głupawych scen pościgów, mamy ich tu jak na lekarstwo. Za to bardzo dużą uwagę poświecono warstwie obyczajowej filmu. Zanim ktoś kogoś w końcu zabije dokładnie poznamy życie licealistów. Kto z kim śpi, kto z kim spać by chciał, kto kogo nie lubi, kto kogo kocha etc. Z uwagi na to, że grupa młodych bohaterów jest dość liczna będzie tego rodzaju wstawek sporo, żeby nie powiedzieć, że stanowią lwią część filmu. Patrzy się na to jednak przyjemnie. Lata ’80 mają swój urok nawet w tych elementach obyczajowych.
Dużą uwagę poświecono tez muzyce. Gdy wreszcie dojdzie do balu, najpierw musimy obejrzeć popis taneczny naszej królowej liceum. Disco daje ostro po uszach i mimo iż dalekie to od moich podobań, fajnie integrowało się z ogólnym klimatem filmu. Ogólnie klimat jest, i jest typowo slasherowy, więc wszytko zgodnie z normami.
„Bal maturalny” raczej moim ulubieńcem wśród slasherów nie zostanie, bo dalej jestem wierna obozowym historyjkom, ale wypada bardzo dobrze. Fani tego rodzaju kina znać powinni.
Moja ocena:
Straszność:2
Fabuła:7
Klimat:8
Napięcie:6
Zabawa:8
Zaskoczenie:6
Walory techniczne:7
Aktorstwo:7
Oryginalność:6
To coś:7
64/100
W skali brutalności:2/10
Dodaj komentarz