Chained (2012)
Mały Tim i jego mama wracają właśnie z kina, gdy padają ofiarami porwania. Oprawcą jest taksówkarz, który wywozi kobietę i jej dziewięcioletniego syna do swojego domu na odludziu. Mężczyzna morduje kobietę, ale oszczędza chłopca.
Tak zaczyna się jego wieloletnia gehenna. Bob nadaje mu nowe imię 'królik’ i przydziela rolę niewolnika. Pasie go na łańcuchu, na tyle długim by bez problemu mógł wykonywać obowiązki kury domowej i osobistego grabarza, który 'sprząta’ po imprezach z paniami i na tyle krótkim by nie mógł uciec. Bob ma swoje plany względem chłopaczka i gdy ten dorośnie do wieku młodzieńczego psychopata przedstawi mu jego nowe obowiązki.
Nie wiem czemu wcześniej ominęłam ten film. Pewnie odstraszył mnie jego opis w sieci. Teraz mogę powiedzieć, że gdybym nadal go ignorowała byłbym stratna o jeden całkiem przyzwoity thriller o psychopatycznym mordercy.
Film nie jest szczególnie popularny toteż wielu z Was również mogło na niego nie natrafić. Nie jest to taki typowy straszak z zabójcą w roli głównej. Mimo swojego początku nie idzie s stronę slashera czy torture porn. W zasadzie nie uświadczymy tu brutalności sygnowanej krwią, a jeśli już to nie jest jej tyle by można było mówić o wizualnej makabresce.
Większość akcji śledzimy oczyma porwanego Tima, a ten nigdy nie był naocznym świadkiem żadnego z zabójstw. Niczym lokaj otwierał drzwi mrocznej pieczary, gdzie gnieździł się jego 'pan’, widział jak ten wlecze kolejne kobiety do swojej sypialni, słyszał krzyki – między innymi krzyki własnej matki, sprzątał krew z materaca, grzebał w piwnicy zwłoki. Mnie to wystarczyło by wyrobić sobie bardzo określoną opinię o jego sytuacji.
W „Chained” bardzo ważną role odgrywa wątek psychologicznej więzi między Bobem i jego króliczkiem, króliczkiem można by rzecz doświadczalnym, jeśli spojrzeć na zamiary Boba z dalszej perspektywy.
Tytułowy łańcuch jest tu symbolem. Bob często nawiązuje do łańcucha pokarmowego, zaznaczając rolę królika w ich małym ekosystemie. Królik dojada jego resztki z obiadu, jest jego prywatną ofiarą, w każdej chwili może zostać 'pożarty’ przez psychola, jest ostatnim ogniwem łańcucha pokarmowego.
Gdy chłopiec dorasta, bo niestety spędzi w loży na łańcuchu kilka ładnych lat, Bob stara się wywołać u niego coś na kształt gatunkowej ewolucji, by nie był już królikiem, lecz wilkiem.
Jeśli przyjrzymy się wspomnieniom z wyjątkowo chujowego dzieciństwa Boba możemy już domyślić się do czego zmierza. Chce przedłużyć łańcuch, łańcuch patologii. Może w ten sposób chce udowodnić samemu sobie, że w odpowiednich warunkach środowiskowych z każdego można zrobić dewianta.
Ten łańcuch to też symbol więzi między oprawcą i ofiarą. Jest nam sugerowane, że między Bobem a Timem nawiązała się ambiwalentna relacja. Bob bywał dobry dla Tima, nigdy go nie bił, czasem rzucił mu wafelka na pożarcie, pozwalał wraz z nim oglądać telewizję. Tim nauczył się żyć w tej relacji. To wyjątkowo przygnębiające.
Finał tej historii przyniesie nieoczekiwany zryw akcji. O ile przez większość czasu scenarzysta dłubał nad psychologią postaci i ich relacji o tyle pod koniec zafundowano nam wzrost napięcia i nie małą, wierzcie mi, nie małą niespodziankę.
Forma w jakiej opowiedziana jest na historia z pewnością znajdzie swoich oponentów. Dla niektórych powolne budowanie 'nowego świata Tima’ może być nużące, zwłaszcza, że brak tu jednoznacznych bodźców, które naprędce wywołają przerażenie.
Mamy mocny wstęp i mocny koniec, zaś cały środek filmu, jego najdłuższa partia to mozolne taplanie się w brudzie. Cóż jeszcze? Mamy tu w zasadzie tylko dwóch bohaterów. Kobiety pojawiają się i migiem znikają w piwnicy, więc cały ciężar budowania tej historii spoczywa na dwóch postaciach. To właśnie lubię. Mimo iż szanuję formułę rąbanek, typu camp slashery, gdzie mamy do czynienia nie tyle z serią zabójstw co z masowym mordem, to nie jestem w stanie ogarnąć tej bandy przyszłych trupów, nie zdołam nawet zakodować imion, a już leżą i gniją. Tu mamy szanse rozsmakować się w pojedynku ofiary i mordercy, a ich relacja nie jest jednoznaczna i oczywista.
Wizualnie film wypada dobrze, jak wspomniałam nie jest brutalny w dosłownym tego słowa rozumieniu, góruje przemoc psychiczna, nie rany fizyczne. Co ciekawe dom oprawcy wcale nie wygląda jak loch sadysty, raczej jak mieszkanie kogoś bardzo samotnego. Scenografia jest bardzo oszczędna. A aktorzy? Dla mnie jak najbardziej spełniający oczekiwania, choć nie zapadli mi w pamięć w żadnych wcześniejszych rolach.
Moja opinia jest więc, jak najbardziej pozytywna.
Moja ocena:
Straszność:3
Fabuła:8
Klimat:7
Napięci:7
Zabawa:8
Zaskoczenie:8
Walory techniczne:7
Aktorstwo:7
Oryginalność:6
To coś:8
69/100
W skali brutalności:1/10
Gość: Annika, 109.95.29.* napisał
No i jestem bardzo pozytywnie zaskoczona. Nie słyszałam wcześniej a warto obejrzeć.