Anguish (2015)
Nastoletnia Tess mieszka wraz z matką. Dziewczyna ma poważne problemy psychiczne i od lat jest faszerowana psychotropami. Po przeprowadzce do nowego domu chorobowe objawy u nastolatki nasilają się. Lekarze nieśmiało przebąkują o zaburzeniach dysocjacyjnych, a tymczasem Tess zrywa się z domu i udaje do mieszkającej w sąsiedztwie księgarki, która niedawno straciła w wypadku jedyne dziecko.
Opis filmu na jaki trafiłam w sieci z miejsca nastawił mnie do tego filmu negatywnie. Kolejna nastolatka w sidłach diabła… Jednakże, jak szybko przekona się każdy, kto zdecyduje się na seans z „Angiush” zupełnie nie o to tu chodzi.
Zastanawiam się, czy zdradzać Wam o co tak naprawdę biegnie i co dzieje się z Tess, z pewnością byłby to zachętą, ale z drugiej strony odbierze Wam frajdę powolnego sądowania i samodzielnego poznania tajemnicy.
Dla tych, którzy film już widzieli SPOILER: W rzeczywistości przypadłość Tess nie ma nic wspólnego z diabelskimi mocami, ani zaburzeniami osobowości. Tess jest medium, coś jak Dorothy Milles z „Egzorcyzmów Dorothy Miles” z tym, że nad Tess kontrole przejmuje jeden zmarły, jest nią Lucinda, zmarła nastolatka, córka wspomnianej wcześniej księgarki.
W jakiś sposób Lucy zajmuje miejsce Tess, jak to było w starszym już obrazie „Audrey Rose”, gdzie w ciało dziewczynki weszła dusza jej poprzedniego wcielenia. Najlepsze w tym wszystkim jest to, że Tess wcale nie ma ochoty wracać do swojego życia, do swojego ciała. Ma już dość prochów i szpitali, ma dość własnej matki i nieobecnego wciąż ojca. KONIEC SPOILERA.
Zanim zorientujecie się o co chodzi w całej tej historii mają szansę przekonać Was do niej inne jej zalety. Fabuła bardziej przypomina psychologiczny dramat niż horror, gdyby nie wstawki z odpałami nastoletniej Tess.
Wszytko rozkręca się powoli, od głosów aż do pełnej eskalacji obłędu, ale bez lewitacji, czy rzygania na zielono. Wszytko jest tu bardzo ostrożne.
Moją uwagę przykuło pierwsze z serii dziwnych zjawisk, czyli scena, w której Tess obserwuje swój dom i znienacka w szybie okna ukazują się dłonie, cała masa dłoni. Takich smaczków będzie więcej, ale nie sądźcie że film będzie wyładowany paranormalnymi zdarzeniami aż po sufit na każdym centymetrze filmowej taśmy. Nic z tych rzeczy, większość dziwnych zdarzeń jest łatwa do przeoczenia, bo z pozoru są pozbawione tej typowej niesamowitości.
Ktoś mógłby powiedzieć, i pewnie niektórzy to zrobią, że temu filmowi brakuje rozpędu. Osobiście, przyzwyczajona do bardzo wyraźnego schematu wstęp, rozwiniecie, punkt kulminacyjny i zakończenie miałam wrażenie, że cały czas tkwię we wstępnie. Ta fabuła nie biegnie, tylko się przekrada.
Mamy tu więc obraz bardzo stonowany, powolny, nie dla amatorów wartkiej akcji. Ma ujmujący, dość dramatyczny nastrój, przygnębia, choć odrobina grozy też się znajdzie, ale na pewno nie w mainstreamowym rozumieniu.
No, cóż, dla mnie miła niespodzianka. Co ciekawe film jest w pewnym sensie reżyserskim debiutem, bo nakręcił go facet, który do tej pory zajmował się głównie produkcją i w ten sposób dorobił się na swoim koncie kilku zacnych tytułów filmów grozy.
Moja ocena:
Straszność:4
Fabuła:8
Klimat:8
Napięcie:7
Zaskoczenie:6
Zabawa:8
Walory techniczne:7
Aktorstwo:7
To coś:7
Oryginalność:7
69/100
W skali brutalności:0/10
Ilsa Ty zawsze wygrzebiesz coś super. Czekam na kolejne takie filmy.