A Christmas horror story/ Krwawe święta (2015)
„A Christmas horror story” składa się kilku łączących się ze sobą wątków, coś na zasadzie antologii, czy nowel filmowych z tym, że połączonych w jedną fabułę. Wszystko rozgrywa się w ciągu jednego dnia, wigilii świąt Bożego Narodzenia.
Fabułę otwierają sceny z pałacu świętego Mikołaja- wcale ni robię sobie jaj – gdzie najwyraźniej zły duch świąt, Krampus opętał sympatyczne elfy zmieniając je w krwiożercze potwory.
Następnie mamy trójkę nastolatków, którzy z pomocą koleżanki dostają się do zamkniętej na czas świat akademii by nakręcić tam dokument o ubiegłorocznej zbrodni do której tam doszło. Rocznicowe wideo ma przybliżyć kulisy morderstwa dwójki studentów. Małoletni dokumentaliści padają ofiarami swoistej klątwy ciążącej na tym miejscu i związanej z czasami, gdy mieścił się tam zakon.
W tym samym czasie, ich koleżanka od 'włamu’ wybiera się wraz z rodzicami i młodszym bratem z wizytą do starej ciotki. Jej ojciec liczy, że krewna wyciągnie jego firmę z tarapatów finansowych. Jednak ciotka zachowuje się co najmniej odpychająco toteż rodzina wraca z kwitkiem. Po drodze dochodzi do wypadku. To Krampus z jakiejś przyczyny zainteresował się rodziną. Według legendy ktoś o czystym sercu w czasie świąt zmienia się w Krampusa by ukarać niegodziwców. W pierwszej kolejności znika ktoś kogo należałoby uznać za najbardziej niewinnego, a jednak – znika młodszy brat naszej bohaterki.
W tym samym lesie w wigilijne popołudnie pewna rodzina urządza sobie polowanie na idealną choinkę. Gdy już wracają szczęśliwi ze swoim łupem orientują się, że kogoś zgubili. Synek pary zawieruszył się gdzieś w lesie. Udaje im się go odnaleźć jednak wraca stamtąd odmieniony i nie jest to zmiana pozytywna. Tej wigilii będą ofiary w ludziach.
Na koniec niejako scalający wszystko wątek prezentera radiowego, który w wigilię towarzyszy słuchaczom na antenie. Jedna zamiast umilać czas wesołymi kolędami zmuszony jest relacjonować masakrę do jakiej w tym dniu dojdzie w centrum handlowym za sprawą jednego świątecznego wariata.
Jak ostatnio wspominałam nie przepadam za horrorami okolicznościowymi i mało kiedy zdarza mi się taki obejrzeć. Postanowiłam jednak, niejako z braku laku, podzielić się z Wami tegorocznym horrorem świątecznym.
Kiedy zobaczyłam pierwsze filmowe ujęcia z pałacu Mikołaja, pomyślałam, że to chyba jakiś kiepski żart. Serio? Mikołaj, Pani Mikołajowa, elfy? Objętość brzucha wczorajszego wieczora nie pozwoliła mi jednak na podpełzniecie do komputera i zmienienie filmu więc patrzyłam jak małe, przyjazne elfy zmieniają się w zombie…
I muszę Wam powiedzieć, że nie żałuję tego seansu, bo finalnie okazał się całkiem zadowalający. Wątek Mikołaja finalnie został rozwiązany przepysznie, a pozostałe historie mimo swojego nieco baśniowego, nieco familijnego tonu zmieściły się w gatunku grozy.
Były momenty z jump scenkami, były urwane kończyny i rozprute brzuchy, był Krampus, nawiedzone piwnice i ciemne, zimowe lasy. Historie są krótkie i treściwe dzięki czemu nie znudziły. Połączone zostały w nienachalny sposób. Trochę 'jakby strachu’ trochę czarnego humoru i efekt był taki, że bawiłam się całkiem dobrze. Istnieje też opcja że za dużo w siebie wlałam i dlatego film mi się podobał, ale co tam;)
Myślę, że na tle innych horrorów okolicznościowych wypada całkiem fajnie, zważywszy na to, że jest to produkcja świeżutka więc nie ma co jej stawiać obok świątecznych slasherów z lat ’80.
Moja ocena:
Straszność:3
Fabuła:7
klimat:7
Napięcie:6
zabawa:7
Zaskoczenie:8
Walory techniczne:6
Aktorstwo:6
Oryginalność:6
To coś:6
62/100
W skali brutalności: 1/10
Dodaj komentarz