Scream/ Krzyk – Sezon 1 (2015)
W miasteczku Lakewood zaczynają ginąć uczniowie liceum. Pierwszą ofiarą jest suczkowata Nina, która uprzykrzyła życie szkolnej koleżanki wrzucając do sieci nagranie, na którym ta całuje się z inną dziewczyną.
Kolejnymi ofiarami są osoby z otoczenia Niny, ale to nie ona była głównym celem mordercy. Wszystko wskazuje na to, że to słodka Emma Duval jest obiektem zainteresowania człowieka w masce. Uśmiercając jej przyjaciół podrzuca jej kolejne wskazówki odnośnie swojej tożsamości i związku jaki łączy go z Emmą.
Pierwszy sezon zakończył się wyjaśnieniem zagadki. Już wiemy kto dybał na życie Emmy, ale to jeszcze nie koniec. Zapowiedziano sezon drugi przypominając widzom o kilku niejasnościach ad fabuły sezony pierwszego.
„Scream” dedykowany pamięci twórcy pełnometrażowej serii horrorów „Krzyk” został wyprodukowany dla telewizji MTV… i to widać. Miałam wrażenie, że najważniejszym bohaterem całego sezonu, nie jest morderca, nie jest potencjalna final girl, lecz multimedia, wszelkiego rodzaju gadżety typu srajfony i tablety obecne są w niemal każdej scenie i odgrywają ważną rolę w makabrycznych wydarzeniach.
W dole ekranu podczas emisji każdego odcinka możemy przeczytać informacje o aktualnie wykorzystywanej ścieżce dźwiękowej, co jest charakterystyczne dla MTV, ale wadą nie jest. Coś takiego przydałoby mi się w przypadku wielu produkcji, bo nie musiałabym desperacko szukać w sieci jakiś wskazówek ad. konkretnej piosenki, która wpadła mi w ucho.
Zanim zaczęłam oglądać serial najważniejszym pytaniem jakie kołatało mi się w głowie, było, czy będzie trzymał konwencje którą stworzył Craven, czy będzie wykorzystywał te same pastiszowe chwyty i czy będzie miał zbliżony klimat. Czy ten serial jest godny legendy na którą się porywa?
Po seansie z całym sezonem mam raczej mieszane uczucia. Dla mnie mogłoby w ogóle nie dojść do produkcji tego serialu. W mojej opinii był jedynie skokiem na kasę i próbą po raz kolejny zarobienia na tym samym tytule.
Przez cały sezon podkreślana jest przynależność gatunkową filmu. Występują liczne nawiązana do popkultury horroru typu slasher. Twórcy desperacko chcą pokazać, że nie odwracają się dupą do Cravena, lecz kontynuują jego dzieło.
Moim zdaniem to zbyt daleko idąca deklaracja. Film owszem, trzyma się w ramach gatunku, ale w przeciwieństwie do filmowych wersji krzyku jego walory pastiszowe są znikome. Wszystko jest brane na serio i to jest błąd.
Tym, którzy obawiali się kalki fabularnej z filmowej wersji scenariusza mogą odetchnąć, bo mamy tu do czynienia z całkiem nową historią. Czy lepszą, w to wątpię, choć jeszcze nie dobiegła końca.
Łączy w sobie pomysły zerżnięte z najbardziej znanych filmowych slasherów. Jest wątek wykluczonego społecznie i oszpeconego chłopaka, który zakochuje się w ślicznej dziewczynie z sąsiedztwa. Niestety ta odrzuca jego uczucie. Chłopak o wyglądzie potwora ujawnia swoją potworną naturę, zaczynają ginąć ludzie. Mimo iż sprawca zostaje spacyfikowany te same wydarzenia zaczynają rozgrywać się wiele lat później jakby od nowa. Mnie nasunęły się takie tytuły jak „Krew niewinnych”, czy „Zabójca Rosemary”, ale skojarzeń może być znacznie, znacznie więcej.
Nic nadzwyczajnego moi drodzy.
Część widzów urągała na to, że zmieniono wygląd czołowego filmowego rekwizytu: maski, ale dla mnie po obejrzeniu całego sezonu nowego „Krzyku” ma to znikome znaczenie. To tylko kolejny współczesny slasher, nie żaden hołd dla gatunku, ani błyskotliwy pastisz.
Moja ocena:
Straszność: 3
Fabuła:6
Klimat:6
Napięcie:5
Zabawa:6
Zaskoczenie:5
Aktorstwo:6
Walory techniczne:8
Oryginalność:3
To coś:5
53/100
W skali brutalności:2/10
Dodaj komentarz