Histoires extraordinaires/ Trzy kroki w szaleństwo (1968)
Ekranizacja trzech opowiadań Poego znana także pod tytułem „Historie niesamowite”.
Każda z filmowych nowel ma osobnego reżysera, średnio na każdy z segmentów przypada też po dwóch scenarzystów.
Trzy nowele, to tak, jak wspomniałam, trzy opowiadania Poego.
Pierwszym jest „Metzengerstein”. W wersji oryginalnej spisanej przez autora jest to historia dziedzica Fryderyka, w wersji filmowej Fryderyki. Bohaterką noweli, jest piękna i bogata szlachcianka z rodu Metzengerstein od lat zwaśnionego z dalszymi krewnymi Berlifitzing i nieutrzymującymi z nimi żadnych kontaktów mimo iż ci mieszkają nieopodal.
Pewnego dnia w czasie przejażdżki po włościach Fryderyka napotyka swojego kuzyna, Wilhelma, którego z racji rodzinnego konfliktu nigdy nie widziała. Młodzieniec robi na pannie kolosalne wrażenie, a nie łatwo jest zrobić wrażenie na kimś takim jak Fryderyka. Jest ona bowiem wyjątkowo rozwydrzoną damulką. Jest piękna i młoda, na całego korzysta ze swoich wdzięków. Może mieć każdego kochanka. Ale jak się okazuje, nie Wilhelma. Wilhelm nie daje się złapać w sidła przy pierwszym skinięciu palcem. Jak powiedział kiedyś mądry człowiek, piekło nie zna takiej furii w jaką wpada wzgardzona kobieta.Fryderyka postanawia ukarać Wilhelma podpalając stajnie z jego ukochanymi koniami.
Fryderyka nie wie, że kuzyn jest gotowy zginąć by ratować swoich 'przyjaciół’, a ona zostanie za to surowo ukarana przez los. Zemsta nie ukoi jej żalu, a miłość jaką zapałała do Wilhelma nigdy nie straci swojej mocy.
Jest to typowa dla Poego opowieść o miłości silniejszej niż śmierć. O klątwie, która dotyka tych którzy dopuścili się zbrodni. Film jest doprawdy pięknie zrobiony. Wspaniałe plenery, doskonałe zdjęcia, nastrojowa muzyka i oczywiście Jane Fonda mknąca w piekielna otchłań na czarnym rumaku.
Drugi film powstał w oparciu o jedno moich najulubieńszych opowiadań Poego, mianowicie „Wiliam Wilson”.
Lubię je tak bardzo, bo spośród przeczytanych przeze mnie, do tej pory, opowieści Poego ta najbardziej się wyróżnia. Wszystkie „Ligeje”, „Morelle” i „Bereniki” można wrzucić do jednego worka i oznaczyć kwitkiem 'powstałe z żałoby po Virginii’. Oczywiście są dobre i różnią się od siebie pod pewnymi względami, ale muszę przyznać, że monotematyczność Poego bywa męcząca.
„Wiliam Wilson” to opowieść o …szaleństwie. Szaleństwo zawsze w mniejszym lub większym stopniu jest obecne w twórczości tego autora, ale żaden jej obraz tak mocno mnie nie zaintrygował. Bohaterem tego filmu (i opowiadania) jest tytułowy Wiliam Wilson. młodzieniec odziany w mundur zwierza się księdzu z grzechu morderstwa, aby uzasadnić swój czyn opowiada mu historię, która rozpoczęła się, gdy jeszcze był dzieckiem. Gdy Wiliam, był chłopcem,a był wyjątkowym gagatkiem, do szkoły z internatem, w której się uczył przybył nowy uczeń. Tym uczniem był… Wiliam Wilson. Chłopak nazywał się tak jak on i szybko stał się powodem frustracji naszego bohatera.
Nowy uczeń szybko pokazał, że jako jedyny nie boi się Wiliama, co więcej podważał jego autorytet wśród rówieśników. Ale nie to najbardziej irytowało bohatera.Nowy Wilson zdawał się naśladować starego Wilsona jakby wchodził w jego skórę by zająć jego miejsce. Co gorsza mimo iż naśladuje bohatera to we wszystkim jest dwa razy lepszy.Doprowadza to do ostrej scysji, jeśli tak można nazwać próbę morderstwa;), przez co obydwaj chłopcy zostają wydaleni ze szkoły.
Bohater oddycha z ulgą licząc, że pozbył się sobowtóra. Ale tak mu się tylko wydaje. Wiliam Wilson numer dwa pojawia się w życiu Wiliama Wilsona numer jeden za każdym razem, gdy ten zaczyna zyskiwać pozycję, władzę, odnosić sukces. Nie jest przy tym uczciwy. Sobowtór, niczym głos sumienia pojawia się zawsze by pogrążyć bohatera.
Tak, „William Wilson” to świetna historia psychologiczna. Opowiada o obsesji i szaleństwie. Można ją interpretować jako opowieść o skutkach walki z własnym sumieniem. Walki miedzy jasną i ciemną stroną tej samej osoby.
Film trochę mnie rozczarował, bo w porównaniu z opowiadaniem, brakowało mu głębi. Jeśli weźmiemy pod uwagę treść filmowego scenariusza natomiast pod względami technicznymi wypada równie dobrze jak pierwszy z filmowych segmentów.
W roli tytułowej mamy bardzo dobrego, przekonującego Alaina Delona. Filmową ozdobą filmu jest Brigitte Bardot, choć raczej mało korzystnie wygląda – jak na nią – w czarnych włosach.
Trzecia, ostania filmowa nowela, przyznam, znudziła mnie. Nie znam opowiadania na podstawie, którego powstała, więc porównań nie będzie. Widać jednak, że fabuła została mocno uwspółcześniona, bo w latach twórczości Poego nikt nie śmigał samolotami, ani nie zażywał LSD. „Nigdy nie zakładaj się z diabłem o własną głowę” opowiada o aktorze, a raczej aktorzynie, który przybywa z Wielkiej Brytanii do Włoch by zagrać w sztuce o religijnym charakterze. Ma być to historia Jezusa na dzikim zachodzie. Bardziej kpina z chrześcijaństwa niż ukłon w stronę wierzących, ale naszego bohatera wcale to nie obchodzi, bo jego gwiazda mocno przygasa, a producenci kuszą go nowym porsche, czy tam ferrari. O co chodziło Felliniemu w jego filmie? Głowy uciąć sobie nie dam ale wyraźnie obnaża on tu niedorzeczność kultu oddawanemu gwiazdom kina. Toby jest doskonałym przykładem braku podstaw do zachwytu nad sławną osobą.
Wszystko to w diabelnie surrealistycznej, ale jak dla mnie mało czytelnej oprawie.Aktorstwo podobnie jak w poprzednich dwóch tytułach na jak najlepszym poziomie.
Moja ocena:
Metzengerstein:7/10
William Wilson:7/10
Nigdy nie zakładaj się z diabłem o własna głowę:4/10
Całość:6/10
Dodaj komentarz