Rogue River/ Plugawa rzeka (2012)
Mara żegna się z bratem i wyrusza w podróż nad tytułową Rogue River, by rozsypać tam prochy swojego ojca. Tak się feralnie składa, że miejscowy, nadgorliwy szeryf postanawia odholować jej auto. Dziewczynie z pomocą przychodzi sympatyczny John, rybak mieszkający w chacie nieopodal. To on oferuje Marze nocleg do czasu aż machina biurokracyjna miejscowego posterunku zechce zwrócić jej auto. John nie mieszka sam, towarzyszką jego życia jest Lea, która ogromnie cieszy się z wizyty gościa.
Z początku wszytko przebiega normalnie. Załamanie sielanki przychodzi z chwilą, gdy Mara po skonsumowaniu posiłku tłucze talerz raniąc sobie rękę. Widzimy wtedy nadmiernie emocjonalną reakcję Lea’y, która wbrew oporom Mary koniecznie chce jej pomóc. Tu widzowi zapala się czerwona lampka- już wiemy, że Mara jest kolejną nieszczęśniczką, która trafiła na rodzinę sodomitów.
Thriller debiutującego Jourdana McClure jak już wiecie opiera się na dość często spotykanym, szczególnie w podgatunku torture porn, schemacie. Pierwsza połowa filmu to stopniowe zapoznanie z bohaterami. Mara to zupełnie nie wyróżniająca się dziewczyna. Ot, znalazła się w złym miejscu o złym czasie. Spędzając czas w towarzystwie początkowo, pokojowo nastawionych sodomitów, powoli odkrywa ich zamiary. Nie będą one zbyt dużym zaskoczeniem dla widzów, podobny zwichrowany plan wcielało w życie już wielu filmowych antybohaterów.
O ile Mara jest dość nie wyraźną postacią to jej przeciwnicy wyglądają już dużo ciekawiej. Ucieszył mnie widok Billa Moseley’a wcielającego się w postać Johna, choć to raczej partnerująca mu Lucinda Jenney gra tu pierwsze skrzypce w popisie szaleństwa. Jej plugawa osoba jest główną podporą tego filmu.
Określanie tego obrazu filmem torture porn będzie nadużyciem, chociażby z tego względu, że w ogóle nie jest to horror, lecz thriller. Sceny tortur praktycznie nie istnieją, jeśli przymkniemy oko na jednorazową akcję ze wrzątkiem, bardziej chodzi tu o znęcanie psychiczne i wpędzanie naszej ofiary w permanentne poczucie zagrożenia. Jeśli chodzi sceny o charakterze dewiacyjno – seksualnym, cóż, nikt tu nikogo nie gwałci, przynajmniej nie w taki sposób jak zazwyczaj się to 'odbywa’.
Pojawia się wątek wymuszonej kopulacji, czy dość niesmaczna scena, w której Lea próbuje karmić piersią Mare (!), ale tak naprawdę nie widać tu nic szczególnie makabrycznego- przynajmniej jeśli nadal macie w pamięci akcje rodem z „Frontieres„.
Reżyser postawił tu zdecydowanie na budzenie niesmaku – weźmy jeszcze scenę z popiołem – ale raczej stałych bywalców w świecie horroru nie przestraszy. W dodatku, jak na thriller brakuje tu porządnego efektu zaskoczenia. Aktorstwo, można powiedzieć jest nie najgorsze. Mara jest nieco sztywna, ale za to Lea rozkręca całą imprezę. Bardzo podobały mi się zdjęcia, a raczej ich tonacja, choć podejrzewam, że to w dużej mierze zasługa takiego, a nie innego wyboru plenerów i oświetlenia.
Cóż, film taki sobie. Nie najgorszy, ale jeśli go sobie darujecie to nie stracicie nic szczególnego.
Moja ocena:
Straszność:6
Fabuła:6
Klimat:6
Napięcie:4
Aktorstwo:6
Zaskoczenie:5
Zabawa:6
Walory techniczne:6
Oryginalność:3
To coś:5
53/100
Gość: Vengigat, *.neoplus.adsl.tpnet.pl napisał
Zerknij na Atrocious, 2010. Polecam!
ilsa333 napisał
Oglądałam i chyba mam gdzieś na płycie, więc jak sobie odświeżę to zrobię o nim wpis.