Czarny wygon, tom I: Słoneczna dolina –
Stefan Darda
Już po lekturze „Domu na wyrębach” wzięłam Dardę na celownik. W ostatnim czasie premierę miała książka zamykająca serię powieści „Czarny wygon”, z tej właśnie okazji, wiedząc, że nie będę zmuszona miesiącami czekać na kontynuacje zaczętej historii, postanowiłam zapoznać się z „Czarnym wygonem”.
Pierwszy tom powieści nosi podtytuł „Słoneczna dolina”. Poznajemy w niej głównego bohatera i jednego z narratorów książki, Witolda Uchmana. Jest to mężczyzna po pięćdziesiątce, rozwodnik i dziennikarz zajmujący się działem 'zjawisk paranormalnych’. Starający trzymać się w pionie alkoholik i przede wszystkim człowiek bardzo samotny.
W dniu, w którym jego cierpliwość osiąga kres i postanawia rzucić pracę w gazecie otrzymuje osobliwego maila. Pewien mężczyzna zwraca się do niego z prośbą o zbadanie sprawy pewnej przeklętej wsi na Roztoczu. Witek podejmuje wyzwanie mimo, iż jego jedyny przyjaciel, Adam, bardzo mu to odradza. Co więcej, podejrzenia przyjaciela względem niebezpieczeństw czyhających na Witka mają swoje źródło w niewytłumaczalnej racjonalnie wizji.
Witek pakuje się i rusza na spotkanie z autorem wiadomości.
Zwierzyniec, bo tak zowie się miejscowość, nieopodal której znajduje się wspomniane miejsce przeklęte od początku daje się mężczyźnie we znaki. Typ, który wysłał mu maila wydaje się ostro popieprzony, kręci i nie chce powiedzieć nic konkretnego. Zamiast tego wręcza dziennikarzowi notatnik, w którym spisana została historia niejakiego Rafała Gielmudy. Młodego studenta, który w drodze z uczelni do domu rodzinnego, dziwnym zbiegiem okoliczności trafia do teoretycznie nieistniejącej osady. Wsi Starzyzna, w której czas się zatrzymał. Dla niego jest rok dwutysięczny, lecz dla nielicznych mieszkańców Starzyzny czas zatrzymał się jakieś pięćdziesiąt lat wcześniej.
Dlaczego? Tu pojawia się, początkowo, dość niejasny wątek klątwy. Feralna dzień Wielkiego piątku, bijące dzwony, niestarzejący się ludzie, martwe zwierzęta i oczywiście tytułowy Czarny Wygon, gdzie trafiają Ci, którzy postanowią na własną rękę wymeldować się z życia doczesnego.
Bieżące wydarzenia, których narratorem jest Witold przeplatane są lekturą notatnika. Na arenie zjawisk niewyjaśnionych pojawia się coraz więcej zbłąkanych dusz. Tajemniczy olbrzym bez dolnej szczęki, czy dziewczynka o białych oczach. Ich pochodzenie i powiązania są stopniowo wyjaśniane dzięki zapiskom Rafała.
Finał powieści przynosi bardzo wiele odpowiedzi, niewyjaśniony pozostaje tylko jeden wątek, mianowicie pochodzenie klątwy.
O czym więc Darda będzie produkowała się w następnych tomach „Czarnego Wygonu”? Nie mam pojęcia, ale biorąc pod uwagę pokłady wyobraźni tego autora jestem dobrej myśli.
Oczywiście książka bardzo przypadła mi do gustu, poniekąd z tych samych względów, z jakich spodobał mi się „Dom na Wyrębach”. Wspaniały klimat małej wioski pełnej zabobonów, wartka akcja, bardzo plastyczne opisy przyrody i dramatyczne historie poszczególnych bohaterów.
Przy okazji wpisu o „Domu…” nadmieniłam, iż szkielet fabuły jest bardzo prosty i oparty na dość znanej w słowiańskim folklorze legendzie. W przypadku historii Starzyzny jest inaczej. Pomysł jest znacznie 'bogatszy’, bardziej złożony. To znacznie podnosi wartość tej książki w moich oczach i mile zaskakuje.
Jestem bardzo ciekawa, jak dalej potoczy się ta historia, bo chyba nie muszę wspominać, ze urywa się w najmniej odpowiednim momencie;)
Moja ocena: 8+/10
Za książkę dziękuję wydawnictwu Videograf:
dawno ni czytałem horrorów ale widzę że całkiem fajne pozycje się na rynku pojawiają
Wbrew pozorom polska literatura grozy żyje i ma się jak najbardziej dobrze:)