Village of the damned/ Wioska przeklętych (1995)
W małym miasteczku Midwich, w biały dzień, ludzie i zwierzęta padają na glebę niczym martwi. Po jakimś czasie wszyscy wybudzają się ze snu, a wkrótce okazuje się, że znaczna grupa mieszkanek miejscowości została zapłodniona. Dziesięcioro kobiet, nawet te, które nigdy nie były seksualnie aktywne zachodzą w ciążę.
Sprawą szybko zaczynają interesować się władze i wysłana przez rząd doktor Susan Verner przejmuje pieczę nad ciężarnymi, a także nad ich wkrótce narodzonymi dziećmi.
Maluchy rosną zdrowo, ale ich rozwój przebiega szybciej niż u normalnie poczętych dzieci. Rodzice szybko orientują się, że ich pociechy posiadają niezwykłe właściwości ponad to są bezlitośni i całkowicie wyprani ze zwykłych ludzkich uczuć.
Kim są, skąd przybyli i co zamierzają?
Na te pytania stara się odpowiedzieć John Carpenter w swojej ekranizacji powieści John’a Wyndham’a „Kukułcze jaja z Midvich”.
Jakiś czas temu pisałam tu o pierwszej próbie przełożenia wspomnianej książki na język filmu, mianowicie o obrazie „Wioska przeklętych” z 1960 roku. Dziś będzie o remake,tegoż filmu tudzież readaptacji powieści.
Czy to remake czy właśnie readaptacja ciężko mi powiedzieć. Nie miałam okazji przeczytać książki, ale z różnych pobocznych źródeł wiem, że tak naprawdę żadna z ekranizacji nie jest nawet w połowie wierna książce. Wykorzystany zostaje wątek przewodni, czyli niewyjaśnione ciąże (Około 60, nie 10) i 'modus operandi’ dzieciaków. Reszta motywów to wolna amerykanka. Postaci są wycięte, zastąpione,przekształcone. Chociażby chłopiec o imieniu David, w książce nie jest on częścią jasnowłosej watahy, lecz normalnym dzieckiem.
Nie jestem w stanie przypomnieć sobie postaci Davida ze starego filmu, wiem, że człowiekiem na pewno nie był, ale czy wyróżniał się na tle swoich kosmicznych braci tak, jak to jest w filmie Carpentera?
John Carpenter, na opowiedzenie swojej wersji historii poświęcił więcej taśmy filmowej. Jego horror trwa dłużej toteż niektóre z wątków są bardziej rozwinięcie. W tym wątpliwości wokół postaci Davida. Niektóre z filmowych scen są bardzo podobne do tych obecnych w pierwszym obrazie, jednak Carpenter zadbał by to, co drastyczne było ukazane jak najdobitniej.
Te zabiegi nie sprawiły jednak bym zrzuciła z piedestału film z 1960 i zakochała się w wersji Carpentera.
Nie powiem żeby jego obraz nie miał klimatu jednak nastrój w jaki wprowadza oryginał jest dużo ciekawszy. Dużo lepiej wypadły starsze dzieciaki, a i reszta obsady z 1960 bardziej się spisała. Oglądając dzieło Carpentera nie mogłam się nadziwić skąd wziął mu się pomysł by dać angaż Kristie Alley???
W żadnym z tych dwóch filmów nie uświadczymy szczególnie efektów specjalnych, choć Carpenter starał się, żeby jego dzieciaki były bardziej kosmiczne toteż odpalił im kobaltowo-laserowe oczy. Nie spodobało mi się to.
Nie wiem jak efekt dziwnych oczu uzyskano w 1960, ale wypadły one o niebo lepiej. Starsze dzieciaki ogólnie bardziej budziły we mnie niepokój niż te pokazane w 1995.
Młodsza produkcja dostaje natomiast większego plusa za muzykę.
Słowem podsumowania mogę powiedzieć tylko tyle, że obydwie wersje tej historii są dobre. Fabularnie zadowalają równorzędnie, a jeśli chodzi o sposób w jaki zostały przedstawione to, co kto lubi. Nie każdy kocha czarno-biały obraz, więc tym wersja Carpentera na pewno spodoba się bardziej.
Moja ocena:
Straszność:6
Fabuła:8
Klimat:7
Walory techniczne:7
Zabawa:7
Napięcie:6
Aktorstwo:7
Oryginalność:6
To coś:7
Zaskoczenie:5
66/100
W skali brutalności:2/10
Gość: Buffy1977, 80.51.17.* napisał
Pierwsza ekranizacja jest dosyć wierna książce – jedynie parę wątków pobocznych film opuścił. Natmiast Carpenter zrobił (moim zdaniem świetną) adaptację, słabo związaną z książką i pierwszym filmem.
ilsa333 napisał
Nie widziałam Twojej recenzji pierwszej ekranizacji. Czytałaś książkę? Jak się tam ma dokładnie sprawa z Davidem? Bo jeśli faktycznie jest on tam normalnym dzieckiem, to trochę to zmienia dość ważny wątek.
A i nabyłam „W kleszczach lęku”, w końcu 🙂
Gość: Buffy1977, 80.51.17.* napisał
Pierwszej ekranizacji nie recenzowałam, ale również bardzo lubię ten film. Recka książki tutaj
https://horror-buffy1977.blogspot.com/2012/04/john-wyndham-kukucze-jaja-z-midwich.html
Nie przypominam sobie żeby w książce był ktoś taki jak David, a jak jest to jego postać (podobnie jak w pierwszej ekranizacji) jest epizodyczna. Przeczytaj książkę, a zobaczysz, że film z 1960 roku jest ekranizacją nie adaptacją;)
ilsa333 napisał
Dlatego też nie znając jeszcze książki użyłam sobie trybu przypuszczającego w odniesieniu do określenia 'readaptacja’. Trzeba będzie przeczytać. Dużo takich starszych horrorów za mną chodzi, chociażby „Jestem legendą”, czy „Ptaki”, z drugiej strony bombardują czytelnika nowościami a ja biedna jeszcze się w „Grę o tron wkręciłam”, więc już całkiem kaplica. Musiałabym nic nie robić tylko czytać:)
Gość: Buffy1977, 80.51.17.* napisał
Oj tak, nie dość, że brak czasu to jeszcze kasy – sama wiesz, ile za używane rzadkie klasyki w antykwariatach i na Allegro wołają:/ Wydawcy mogliby w końcu wziąć się za wznowienia, no ale to pewnie marzenie ściętej głowy…
ilsa333 napisał
Ano. Jeszcze problem gdzie to składować. Przerzuciłabym się na e-booki ze względów finansowych i 'powierzchniowych’, ale tak nie lubię ich, że szok.
Z tymi wznowieniami to jest jakaś masakra. Ja prawie dziesięć lat czekałam aż wznowią „Księgę Diny”. Już sądziłam, że się nie doczekam i przyjdzie mi zamówić używany egzemplarza za blisko dwie stówy.(polecam film jeśli nie widziałaś, książkę właśnie czytam)Jeszcze większe gówno, za przeproszeniem, jest w przypadku gdy w ogóle nie ma i nie było polskich wydań niektórych powieści.