Lord of illusions/ Władca iluzji (1995)
Clive Baker dał się poznać jako pisarz i reżyser. Znany przede wszystkim z takich dzieł jak „Hellraiser” czy „Candyman”.
„Władca iluzji” tematycznie nie odbiega zbytnio od tego co prezentują dwa wspomniane filmy. Mamy tu do czynienia z istotą obdarzoną magiczną mocą, zdolną władać ludzkimi umysłami i zabijać. Mówię tu o duchowym przywódcy pewnej dość obłąkanej sekty, Nixie, który nabywszy iście szatańska moc przybrał przydomek Purytanin.
Niektórzy członkowie sekty mają wątpliwości co działalności przywódczy, szczególnie jego ulubieniec, Swan, którego Purytanin obdarza cząstką swojej mocy. Purytanin zostaje pogrzebany i przez 13 lat panuje błogi spokój. Jednak zawsze znajdzie się ktoś kto chce wywołać diabła z piekła…
Film mimo iż powstał w połowie lat 90 to ma w sobie jeszcze urok produkcji z lat 80. Kiczowate efekty, dość drętwe aktorstwo, dłużyzny w scenariuszu. Mimo iż początkowo oglądałam go z apetytem, bo miał w sobie „coś” z „Harry’ego Angel’a” to szybko mnie ta sprawa znudziła. I nawet efekty raźno rzucane na prawo i lewo początkowo zdające egzamin przejadły mi się i do końca filmu dotrwałam w lekkim pół śnie. Może po części to wina 38stopniowej gorączki:), ale i tak starałam się wykrzesać z siebie zainteresowanie filmem.
Historia miała potencjał, a niektóre sceny zasługiwały na wyróżnienie ze względu na nowatorskość.
Moja ocena:
Straszność:3
Fabuła:6
Klimat:7
Zdjęcia:7
Aktorstwo:5
Zabawa:5
To coś:5
Zaskoczenie:3
Dialogi:4
Oryginalność:6
51/100
Dodaj komentarz