The Killer Shrews/Zabócze ryjówki (1959)
„Zabójcze ryjówki” to film oceniany przez współczesnych jako największy gniot wszechczasów. Najczęściej, bo oczywiście zawsze znajdą się amatorzy starych monster movie, którzy docenią prymitywizm bijący od tej produkcji, rozczulą się nad psami poprzebieranymi w szmatki i wystawią filmowi 10 na FB:)
Zacznę od fabuły: dr. Craigis wraz z córką i dwoma asystentami pracuje na odizolowanej wyspie nad projektem, który ma zapobiec problemowi przeludnienia. Już w tym miejscu spotkamy pierwszy absurd: Sposobem na rozwiązanie problemu przeludnienia miałoby być zmniejszenie człowieczych rozmiarów o połowę, spowolnienie metabolizmu i przedłużenie ludzkiego życia o drugie tyle, ile normalnie by wyżył. Rzeczywiście dłuższe życie rozwiąże problem przeludnienia:) Początkowo zwracałam uwagę na takie absurdy w scenariuszu, ale w końcu dałam sobie z tym spokój, bo praktycznie każdy dialog w filmie to „istna perła myśli filozoficznej”. W wyniku ciężkiej pracy doktora udaje mu się wyhodować kilka odmian ryjówek, jedne z nich są wyjątkowo duże, wredne i żarłoczne.
„Ci co polują w nocy zaświadczą, że najdzikszym i najbardziej zawziętym zwierzęciem jest maleńka ryjówka. Ryjówka zdobywa pożywienie w blasku księżyca. Co kilka godzin musi zjeść tyle ile sama wazy inaczej umiera z głodu. Ryjówka pożera wszystko: mięso, kości szpik. „
Od tego krótkiego acz pouczające wykładu zaczynamy seans z filmem.
Na wyspę dr. Craigisa przybywa łódź z zaopatrzeniem. Niestety załoga nie może powrócić z powodu nadciągającej burzy. Przystojny kapitan i jego czarnoskóry pomocnik zatrzymują się na wyspie. Początkowo nikt nie uświadamia ich o problemie jaki stanowią gigantyczne ryjówki, które zwiały z hodowli doktora.
Nadchodzi noc, rozpętuje się burza. Grupa naszych bohaterów zostaje zaatakowana przez ryjówki. Ich próby poradzenia sobie z kłopotem są arcy zabawne. SPOILER: Szczególnie końcowe sceny, w których doktor, kapitan i Ann konstruują z metalowych beczek coś w rodzaju pancerza i w nim pokonują odległość dzielącą ich od statku. Komedia:) KONIEC SPOILERA.
Prostota, szczerość i kicz. Te trzy słowa określają ten film najlepiej. Już sam wspomniany początek, w którym narrator przy akompaniamencie odgłosów burzy opowiada jakimi to przerażającymi stworzeniami są ryjówki świadczy o naiwności tego obrazu. Żadnych efektów, nawet tak najprostszych jakie zastosowano w „Ptakach” Hitchcocka. Za mordercze ryjówki służą poprzebierane psy. Aktorstwo jest równie nieporadne co szczere. Momentami nadnaturalnie ekspresyjne. Bohaterowi raz piszczą z przerażenia na dźwięk pioruna raz spokojnie spacerują po nadgryzionym przez ryjówki domu sowicie popijają sobie martini z baru ustawionego w centrum salonu.Przy tej całej nieporadności uwagę zwraca zaskakująco dobra muzyka. Tu mówię absolutnie serio. Sama oglądałam wersje „pokolorowaną” filmu, więc nie wiem jak wypada w czarno-bieli, ale mogę powiedzieć, że „kolorowanie” wyszło im dużo lepiej niż w przypadku „Ptaków”.
Film na swój sposób mnie urzekł. Widać w nim bezinteresowną miłość do kina. Film na pewno nie był zrobiony dla kasowego sukcesu. Zrobiony został by cieszyć. I cieszył. Mnie cieszył, choć recenzja nie wygląda zachęcająco:)
Moja ocena:
Straszność:2
Fabuła:6
Klimat:8
Zabawa:9
Zdjęcia:7
Aktorstwo:5
Dialogi:4
Oryginalność:10
To coś:10
Zaskoczenie:4
65/100
Właśnie zabieram się za oglądanie 🙂