Fritt vilt/ Hotel zła ( 2006-2010)
Miałam okazje zapoznać się ze skandynawską wizją horroru, dzięki zacnej serii „kino grozy”, nie mam pojęcia czy jest jeszcze wydawane, ale bardzo mi się przysłużyło, mimo iż wielokrotnie miałam ochotę napierdalać głową o ścianę oglądając niektóre ich propozycje:)
Hotel zła jest jednym z moich filmów „do piwa”. Oglądam go sobie z przyjemnością, bez większej ekscytacji, ale nigdy mnie nie nudzi. Miło posłuchać języka innego niż angielski, popatrzeć na nieamerykańskie gęby i całą uroczą oprawę. Tak, i dzieje się na śniegu -Bez wątpienia dla mnie:)
Należy wziąć pod uwagę iż film ten jest reżyserskim debiutem. Jak na debiut moim zdaniem- zajebistość. Po za pięknymi ujęciami, klawą muzyką (All my friedns are dead...) mamy też przyzwoite aktorstwo. Główną bohaterkę miałam ostatnio nieprzyjemność oglądać w amerykańskim gniocie „Reaktor strachu”)
Historia hotelu/schroniska jest ciekawa, ale niezbyt oryginalna. Jeśli przyjrzeć się temu bliżej, niechciane dzieci często gęsto kończą jako psychopaci- jest to chwyt typowo amerykański, a złamanie otwarte to też stały punkt programu, ale cóż… Przynajmniej przełamano konwencje uśmiercając jako pierwszą dziewicę (!!!)
Film doczekał się dwóch następnych części. Dwójka nie zachwyca..
Jak dla mnie była zbyt naciągana. Nie udało im się także podtrzymanie klimatu. Natomiast trzecia i zapewne ostania część stanowi begining wydarzeń z jedynki. Jest bardziej udana od dwójki, ale dupki mi nie urwała choć co nieco naświetliła sytuację.
Nie jestem fanką przeciągania w nieskończoność horrorowych wątków, bo ani to smaczne ani przyswajalne.
Moja ocena:
Hotel zła : 7
Hotel zła2: 3
Hotel zła 3:5
Dodaj komentarz