Don’t Worry Darling/ Nie martw się, kochanie (2022)
Alice Chambers i jej mąż Jack wiodą idylliczne życie w miasteczku Victory pośród Kalifornijskiej pustyni, założonym przez wizjonera i przedsiębiorcę Franka. Mieszkańcy tworzą tu niezwykłą społeczność, której funkcjonowanie zależne jest od dwóch czynników: owianej tajemnicą pracy mężczyzn w kwaterze Victory na pustyni i całkowitego odcięcia od świata zewnętrznego. Alice i jej sąsiadki przepędzają dnie popijając koktajle nad basenem i dbając o eleganckie domostwa. Jednak pewnego dnia Alice zauważa coś niepokojącego, w oddali na pustyni, chcąc to sprawdzić przekracza zakazaną granicę.
To już kolejny film w dorobku reżyserskim znanej aktorki Oliwii Wilde. Wilde wciela się tu też w jedną z ról i początkowo to ona miała zagrać samą Alice. Ostatecznie podjęła się roli jednej z jej przyjaciółek, a samą Alice zagrała Florence Pugh znana z „Midsommar”.
Filmowy scenariusz autorstwa Katie Silberman budził dyskusje i spore zainteresowanie i jeszcze zanim przesadzono o jego losie i oddano go w ręce konkretnej wytwórni. Wszystko za sprawą jego społecznego kontekstu. „Nie martw się kochanie” przypisywano krytykę kolonializmu (grupa białych, wydziela sobie płat ziemi i ustala na nim swoje zasady), feminizm (portret kobiety walczącej z przypisaną jej rolą) czy wreszcie uzewnętrznianie ludzkich lęków przed technologią i coraz śmielej wkraczającej w nasze życie sztucznej inteligencji. Dużo tego.
Realizując ten pomysł twórcy postawili na bardzo jaskrawą kolorystykę, słoneczna Kalifornia jest naprawdę słoneczna, wszystkie barwy są niezwykle intensywne, ujęcia są dynamiczne, a ścieżka dźwiękowa wyrazista. Dużo dbałości włożono w scenografię, tak by Victory naprawdę przypominało eden niezależnie od tego czy znajdujemy się nad ogrodowym basenem czy w domowej kuchni. Kosmiczny przepych. Wszystkiego jest tak dużo, że trudno się dziwić, że mieszkańców tego raju nie dotykają żadne niepokoje.
Prawie żadne, bo oto jedna z kobiet z sąsiedztwa przechodzi poważne załamanie nerwowe, co daje nam znać że jednak ta złota klatka ma ostre pręty. Wkrótce po tym nasza Alice przekracza widmową granicę, zagląda na drugą stronę rzeczywistości, do innego świata i chyba część tego świata przynosi ze sobą, bo oto zaczynają ją dręczyć złe sny i tragiczne przeczucia.
Żyjemy w świecie, który przyzwyczaił nas do tego, że rzeczywistość jest w pełni negocjowalna – jeśli Ci źle, zmień coś – ale najpierw musisz dostrzec, że coś jest nie tak. Trudno to zrobić gdy żyjesz w „Truman show”. To skojarzenie jest jak najbardziej trafne. Dorzućmy tu jeszcze „Żony ze Stepford” i „Matrixa” i mamy całą fabułę „Nie martw się, kochanie”.
Ten plastikowy obraz jest dość opresyjny i o ile na poziomie treści wszystko to było już powiedziane, to forma przekazu zdecydowanie zwraca uwagę. Ale czy to wystarczy? Filmowi dolega jednak rażący brak oryginalności i wtórność. Tych odwołań do innych tytułów jest jednak za dużo przez co trudno mu będzie przeprowadzić jakąś rewolucję, zaskoczyć widzów, czy skłócić ze sobą krytyków.
Moja ocena:
Straszność: 1
Fabuła:7
Klimat:7
Napięcie:6
Zabawa:8
Zaskoczenie:5
Walory techniczne:8
Aktorstwo:8
Oryginalność: 4
To coś:6
60/100
W skali brutalności: 1/10
Dodaj komentarz