Things Heard & Seen/ Co widać i słychać (2021)
Ameryka, lata ’80. Gdy mąż Catherine, George otrzymuje posadę na uniwerku z dala od Nowego Yorku rodzina przeprowadza się do maleńkiego Chosen. Tam w domu będącym częścią dawnej mlecznej farmy otwierają nowy rozdział swojego życia. Mężczyzna szybko zyskuje aprobatę w nowym środowisku, zawiera nowe znajomości tymczasem jego żona i trzyletnia córeczka źle się czują w nowym miejscu. Dziewczynkę dręczą senne koszmary, a i jej matka wkrótce nabiera przekonania, że ich nowy dom ma jeszcze jednego lokatora.
„Co widać i słychać’ reżyserskiego duetu małżonków Berman &Pulcini to sprawnie naśladujący klimat neogotyckich produkcji straszak spod znaku ghost story. Ważnym elementem historii są też wątki obyczajowe i kontekst psychologiczny i społeczny, bowiem duży nacisk położono na sportretowanie życia codziennego rodziny. Można wręcz powiedzieć, że prawdziwa tragedia rozgrywa się właśnie między kobietą, a jej mężem, a duch gdzieś tam przemyka w tle chcąc odciągnąć ich uwagę od konfliktu. Dochodzi do sytuacji, w której Catherine równocześnie odkrywa tajemnice domu oraz swojego małżonka.
Kreacja tej bohater może Wam przywieść na myśl słynne stłamszone filmowe/literackie żony, jak Rosemary Woodhouse, czy bezimienną Panią de Winter. Kobieta porzuca swoje dotychczasowe życie, w tym karierę zawodową by mąż mógł rozwijać swoją. W milczeniu znosi jego humory i ciągłe pretensje kierowane tak do niej jak i do trzyletniej córeczki. Jednak następujące po sobie wydarzenia, osoby jakie spotka na swojej drodze Catherine- tak te żywe jak i te martwe- spowodują u niej wewnętrzną przemianę.
Dla fanów horroru znajdzie się tu sporo smaczków, ale raczej nie z rodzaju dosłownego i typowo mainstreamowego rozumienia grozy. No dobrze, parę jump scarów się znajdzie, ale nadprzyrodzone emanacje ograniczają się głównie do scen z rodzaju tej z fotelem bujanym , gdzie widzimy że coś się dzieje, ale nie wiemy co.
Ewidentnie wątki typowo przyziemne ścierają się tu z warstwą nadnaturalną. Mogę powiedzieć nawet, że miejscami twórcy gubią się w tym chcąc opowiedzieć jak najwięcej marginalizują elementy, którym należałoby poświęcić więcej uwagi. Osobiście tłumaczę to sobie faktem, że mamy tu do czynienia z ekranizacją powieści, a w takich przypadkach wielokrotnie mogliśmy zauważyć, że twórca stawał przed nie lada dylematem- co wyciąć, co zostawić – by zmieścić powieściową fabułę na filmowej taśmie.
Swoją drogą jestem bardzo ciekawa tej książki, szkoda, że nie jest dostępna w polskim wydaniu. Być może popularność filmu- jest wszak na Netflixie- przyczyni się do powstania polskiego przekładu. Bardzo bym sobie tego życzyła.
Moja ocena:
Straszność: 2
Fabuła:7
Klimat:7
Napięcie:6
Zabawa:7
Zaskoczenie:6
Walory techniczne: 7
Aktorstwo:7
Oryginalność:6
To coś:6
61/100
W skali brutalności: 1/10
Dodaj komentarz