Knock, knock/ Kto tam? (2015)
Żona Evana zostawia go samego w domu na weekend. Ten planuje całkowicie pogrążyć się w pracy, jednak niespodziewana wizyta dwóch miss mokrego podkoszulka całkowicie odmieni jego plany.
W deszczową noc do pięknego domu prawego architekta wślizgną się dwie nimfetki, które to nadszarpną jego spokój i kręgosłup moralny, po czym odprawią małą masakrę z bohaterem w goli głównej.
Filmy z udziałem Eliego Rotha, czy to jako reżysera, czy scenarzysty, czy producenta, zazwyczaj lądują na dużym ekranie. Tym razem jest inaczej, bo „Kto tam?” zamiast kosić pieniądz na salach kinowych gości na platformie Vod. Zastanawiałam się czemu i chyba chodzi o to, że tym filmem Roth nieco odchodzi od estetyki do jakiej przywykli miłośnicy jego produkcji. „Kto tam?” jest thrillerem, zbrodnią w zasadzie bez krwawą jeśli porównać, go z „Hostelami”.
Mądre portale filmowe wskazują na powiązanie tego tytułu z produkcją z lat ’70 pod tytułem „Death game”. Nie miałam okazji jej zobaczyć, nie wiele można się o niej dowiedzieć, więc nie wiem w jakim stopniu fabuła nowszego filmu bazuje na starszym.
Mimo iż „Kto tam?” nie jest sztandarowym filmem w stylu Rotha odnajdziemy w nim wiele elementów typowych dla jego produkcji. Przede wszystkim specyficzne poczucie humoru. Stosownie czarne i ocierające się o groteskę.
Wizyta dwóch nimf w domu czterdziestoletniego architekta rozpoczyna się od słownych gierek i seksualnych aluzji. Zachowanie dwóch dam, jest cokolwiek dziwne i w miarę rozwoju akcji widz przeczuwa, że i tym razem stara zasada się sprawdzi i dobry uczynek, jak każdy dobry uczynek zostanie ukarany.
Bell i Genesis mają bardzo określone zamiary wobec Evana i mimo iż ten dzielnie się opiera ostatecznie uderza z nimi w trójkąt. Dobry uczynek już był, teraz czas na karę.
Skonsternowany chłopina nijak nie może się pozbyć ze swojego domu rozbawionych i mocno stukniętych dziewcząt. Kiedy wreszcie mu się to uda, myśli, że może odetchnąć z ulgą i jego mały skok w bok- darmowa pizza z dostawą do domu, jak określił 'seks niespodziankę’ nigdy nie wyjdzie na jaw. Diabloliny jednak powracają i tu dopiero rozpocznie się ostrzejsza jazda.
Nie będziemy tu jednak świadkami krwawe brutalności, bardziej chodzi o znęcanie psychiczne. Młode wariatki mają niespożytą energię i gro pomysłów na to jak zabawić się ze starszym kolegą.
Jak na Rotha przystało w filmie znajdziemy sporo odwołań do popkultury, mediów i wszystkiego co jest 'on top’ w świecie młodych i rozbawionych. Wszytko zostaje stosownie wypaczone i wyśmiane.
Dziewczyny bawią się z Evanem w 'głupiego jasia’ podrzucając mu nad głową jego jaja i jego godność, cały czas epatując seksapilem, wigorem i diabolicznym wdziękiem, podczas gdy on modli się o życie.
Mnie ta rozgrywka skojarzyła się nieco z „Funny Games„, ale także z „Next door„ i przede wszystkim „Hard candy„. Jeśli idzie o ten ostatni tytuł to mamy tu przesłanki dla podejrzeń o przyczyny dewiacyjnego zachowania młodych dam. Żartobliwy ton całego przedstawienia każde jednak podejrzewać, że przesłanie jakie dwie nimfy niosą przed świat, czyli ukaranie mężczyzn za ich perwersje jest tylko pretekstem do zabawy. Ale czy mam rację? Czy nie trzeba być boleśnie skrzywdzonym i krzywdą tą wypaczonym by odnajdywac przyjemność w zadawaniu innym bólu?
Roth świetnie kontrastuje ze sobą sielankowy świat mężczyzny w średnim wieku, który na każdej ścianie swojego domu wiesza dowody swojego szczęścia w postaci cukierkowych portretów tego co najważniejsze, czyli rodziny, z pociągiem do tego co złe zakazane i nie mam tu na myśli tylko marzeń Evana o trójkącie z siksami, ale także zapędy owych siks, które swoje zalety wykorzystują do takich anie innych zagrań.
Fabularnie jest to więc film nie głupi. Potrafi stworzyć atmosferę i utrzymać napięcie. Nikt nie powinien się nudzić, zwłaszcza miłośnicy odjechanych tematów.
Bardzo miłym zaskoczeniem jest kreacja aktorska Keanu Reeves’a, którego nie darzę jakimś szczególnym podziwem, a w kinie grozy mało kiedy można go spotkać. Młode siksy też dają czadu i są przyjemne dla oka:)
Według mnie, film klawy, ale znajdą się marudy, które będą biedzić nad powtarzalnością motywu i małą dawką scen grozy, bo ostatecznie można ten film zamknąć w ramach popularnego home invasion.
Cóż, nie dla każdego, dla mnie okej.
Moja ocena:
Straszność:3
Fabuła:8
Klimat:7
Napięcie:7
Zabawa:8
Zaskoczenie:5
Walory techniczne:6
Aktorstwo:7
Oryginalność:5
To coś:7
63/100
W skali brutalności:2/10
Na pewno w tytule notki nie zabrakło 'do’? 😉
Na pewno 😉
Hahahaha, świetny tytuł recenzji 😀
Wyjebany tytuł. …masz talent Dziewczyno….
Cóż, dziewczyny a i owszem, fajne, natomiast sam film… napisałbym że nieco rozczarowujący, ale to przecież film Eliego Rotha, więc i tak bałem się, że będzie gorzej. 🙂 Gdyby Roth nie silił się na robienie tego na poważnie (w sumie to takie pół na pół, trochę na serio, trochę nie, wyraźnie nie mógł się chłop zdecydować), gdyby męscy bohaterowie nie zachowywali się jak upośledzeni i gdyby motywacje dziewcząt były bardziej klarowne, może pozostałyby mi w głowie też inne wrażenia niż wizualne. ;P A tytuł recenzji fucktycznie trafny. 🙂