The Harvest (2013)
Nastoletnia Maryann zmuszona jest zamieszkać z dziadkami. Czuje się samotna i bardzo potrzebuje przyjaciół. Pewnego dnia w czasie przechadzki po okolicy natrafia na dom. Kierowana ciekawością zagląda w jedno z okien i tak poznaje mieszkającego tam kalekiego chłopca, Andyego.
Z uwagi na postawę matki Andy’ego młodzi zmuszeni są ukrywać swoją znajomość. Maryann zakrada się do przyjaciela przez okno i z każdą wizytą przynosi mu odrobinę radości w smutnym i samotniczym życiu.
W czasie jednej z takich wizyt Maryann ląduje w piwnicy domu Państwa Youngów i chcąc nie chcąc okrywa ich tajemnicę.
„The Harwest”, którego tytuł oznacza tyle co 'żniwa’ powstał dzięki współpracy debiutującego scenarzysty i reżysera wielu znanych produkcji dla TV. „The Harvest” też nigdy nie trafił na duży ekran, a szkoda, bo zdecydowanie wyróżnia się poziomem na tle innych znacznie gorszych produkcji masowo reklamowanych i dopuszczonych do dystrybucji kinowej.
Pierwsza polowa seansu nie zapowiada, że mamy tu do czynienia z filmem grozy. Sama w pewnym momencie zaczęłam zastanawiać się, czy aby czasem nie pomyliłam filmów, bo 'miał być horror’, a z tego co widziałam na ekranie bardziej pasowała mi kategoria 'dramat’, albo film familijny ze względu na silne skojarzenie z moim ulubionym „Tajemniczym ogrodem”. Co prawda Andy i Maryann nie pielęgnują wspólnie ogrodu, bo za całą przyrodę jaką Andy ma szansę obserwować istnieje maleńka grządka kukurydzy za jego oknem. Ale Mary An, podobnie jak Mary zakrada się do kalekiego chłopca i próbuje pokazać mu kawałek świata. Ukradkowo, pod nieobecność rodziców zabiera go na podwórko, gra z nim w gry w jego pokoju.
Sielanka trwałaby dalej gdyby nie 'zła wiedźma z północy’. Katherine, każąca się tytułować Doktor Young, to matka chorego chłopca. Za nic nie chce dopuścić do niego żadnych rówieśników. Podaje mu leki i i wpada w panikę na myśl o tym, że coś mogłoby mu się przydarzyć.
Jej postawa może wydawać się heroiczna, aż do momentu tytułowych 'żniw’. Katherine wpada w szał, niszczy kukurydzę chłopca, jego samego nęka psychicznie, dochodzi nawet do przemocy fizycznej. Wszystkiemu biernie przygląda się mąż kobiety, Richard, który zamiast traktować dziecko, jako przypadek do wyleczenie, chce mu okazać trochę ciepła.
To pierwszy sygnał dla widza by uważnie przypatrywać się rodzinie Youngów. Przestajemy myśleć o tym filmie jak o optymistycznej historii przyjaźni przełamującej bariery, a zaczynamy wypatrywać antybohatera, psychopaty. Punktem kulminacyjnym jest zejście Maryann do piwnicy.
Kto by się spodziewał? Twórcy skutecznie zmylili widza wtłaczając mu w głowę obraz jakiejś smutnej, ale i dającej nadzieję historii. Zapoznali nas z bohaterami, po to by ostatecznie odwrócić kota ogonem. Bardzo mile zaskoczył mnie ten pomysł.
Przyglądając mu się z dystansu, nie jest on ani odkrywczy ani oryginalny, a jednak sprawne budowanie przedstawionego świata sprawia, że widz wierzy w wersje wydarzeń zaserwowaną przez scenarzystę.
Nie mogę Wam więcej zdradzić.
Jeśli chodzi o wykonanie, czyli wszystkie kwestie techniczne, czy warsztat aktorski to absolutnie nie mam zarzutów. W roli Maryann zobaczymy Natashe Calis, która spodobała mi się już w „Kronice opętania„, nie najgorzej wypada także partnerujący jej odtwórca roli Andyego, ale to szalona mamusia wiedzie prym i zmiata wszystkich z filmowego planu swoją kreacją. Samantha Morton pokazała klasę. Jej rola była nie łatwa,a wywiązała się z niej całkowicie prezentując szeroki wachlarz emocji graniczący z histerią.
Takie same emocje wywołując w widzu. Podobnie pozytywne wrażenia mam na temat kreacji Richarda, który to Richardem jest już po raz drugi, bo ostatnio miałam okazje widzieć go w thrillerze „Iceman„, gdzie wcielał się w główną rolę mordercy, Richarda Kuklińskiego. Na pewno jest jednym z pozytywów tego filmu.
Największym pozytywem jest jednak historia. Dobrze skonstruowana, zmyślna i wywołująca silne emocje, przynajmniej we mnie. Ale czy jest horrorem? No, nie bardzo. Przypięcie mu łatki filmu grozy jest jednak nadużyciem, bo nie jest to film z rodzaju tych, których należy się obawiać. Jeśli ocenić kontekst tej historii to okej, jest straszna, ale z zupełnie innych powodów co „Piątek 13-ego” czy „Lśnienie”.
Moja ocena:
Straszność:3
Fabuła:8
Klimat:7
Napięcie:7
Zaskoczenie:8
Zabawa:8
Aktorstwo:8
Walory techniczne:7
Oryginalność:6
To coś:8
70/100
W skali brutalności:2/10
Zaciekawiłaś mnie. Taka nieco psychoza, po przeczytaniu opinii. Nie słyszałam o tym filmie, a z chęcią go zobaczę 🙂
Dopiero wczoraj go wypatrzyłam. Jest do obejrzenia na vod i innych pewnie też;)