We are still here (2015)
Małżeństwo w średnim wieku, Państwo Sacchetti, przeprowadza się do nowego – starego domu, po tym jak ich dorosły już syn ginie tragicznie w wypadku samochodowym.
Po przekroczeniu progu domu Pani Sachetti jest przekonana, że duch jej syna przybył wraz z nimi. Wizyta nowych sąsiadów i ich dziwna opowieść o poprzednich mieszkańcach domu budzi wątpliwości co do tego, czy aby na pewno małżeństwo ma tu do czynienia z duchem swojego syna, Bobi’ego.
Horror Geoghegan’a ma coś w sobie. Coś takiego, co sprawiło, że spodobał mi się od pierwszych ujęć. Pierwsza połowa filmu to niemal wyłącznie nastrojowe i minimalistyczne ujęcia prezentujące to co stanowi początek historii nawiedzonego domu.
Aktorstwo jest bardzo staranne i muszę powiedzieć, że obsada mile zaskakuje doświadczeniem. Mamy tu do czynieni z ludźmi, którzy już nie raz odnajdywali się na planie filmowego horroru.
W ogóle nie wyczułam amerykańskiej nachalności straszenia. Sposób w jaki jest opowiadana ta, notabene, bardzo prosta historia jest z goła nie hollywoodzki i przywodzi na myśl klasyczne kino europejskie.
Pewnie część z widzów wychwyci bardzo czytelne nawiązania do nurtu włoskiego gore.
Całe zło, które bezie sprawcą nieszczęść nowych lokatorów umiejscowiona zostaje w piwnicy. Pierwszą ofiarą zostaje elektryk próbujący naprawić wadliwie działającą instalację. Scena ta bardzo silnie przypomina tę z „Hotelu Siedmiu bram„ Fulciego. Tam ten nieszczęsny facet zszedł do piwnicy żeby coś naprawić. Podobnie na modłę włoskiego gore stylizowane są postaci antybohaterów. Ich oblicza nie zachwycą raczej miłośników współczesnych efektów komputerowych.
Motyw miasteczka owianego klątwa to znowu Fulci i „Miasto żywej śmierci”.
Współczesnego widza może zaskoczyć ten nieoczekiwany ukłon w stronę dość zapomnianego nurtu. Ja kompletnie się tego nie spodziewałam.
Podobnie jak u włoskiego mistrza, najpierw budowany jest klimat, a później następuje eskalacja scen przemocy. Druga połowa filmu jest zdecydowanie bardziej dynamiczna i krwawa.
Historia, jak wspomniałam jest bardzo prosta. Mamy klasyczny motyw z ghost story: Przeprowadzka do nowego-starego domu, a później niczym po nitce do kłębka następuje rozwój fabuły według klasycznego planu: Przeczucie czyjejś obecności, próba nawiązania kontaktu z duchem. W między czasie wizyta nowych sąsiadów i w pakiecie opowieść o poprzednich lokatorach. Jak zazwyczaj okazuje się, że złowroga siła jest bardziej mocarna i niebezpieczna niż ktokolwiek się spodziewał. Dochodzi do starcia. Finału Wam nie zdradzę. Tyle jeśli idzie o pomysł na fabułę. Na prawdę nic specjalnego.
Jeśli ktoś nie jest fanem starego włoskiego kina przez co nie zwróci uwagi na czytelne nawiązania do starego gore i nie rusza go powolne budowanie nastroju to nie ma czego szukać w tym filmie. Miłośników odwołań do dawnej estetyki nie powinien zawieść.
Moja ocena:
Straszność:5
Fabuła:6
Klimat:8
Napięcie:6
Zaskoczenie:5
Zabawa:6
Walory techniczne:6
Aktorstwo:8
Oryginalność:6
To coś:7
63/100
W skali brutalności:2/10
Dodaj komentarz