Retreat (2011)
Martin i Kate wyjeżdżają na wyspę, gdzie ich znajomy ma dom. Zgodził się udostępnić go parze by ci na łonie natury mogli dojść do ładu ze swoim związkiem. Ładu nie widać, ale zza horyzontu wyłania się przybysz.
Ranny mężczyzna mdleje na oczach Kate i Martina, więc ci zgarniają go, by udzielić mu pomocy. Są zdani tylko na siebie, bo po za nimi na wyspie nikt nie mieszka, a CB radio nie działa.
Gdy ranny facet odzyskuje przytomność oświadcza parze, że w ciągu kilku dni na świecie rozszalała się zaraza, która szybko i skutecznie uśmierca ludzi. Być może wyspa jest ostatnim bastionem, a oni ostatnimi zdrowymi ludźmi.
„Retreat” jest thrillerem z odrobiną apokaliptycznego klimatu, nutką psychologii i wątkiem typowym dla home invasion.
Mamy tu parę, która jak to bywa często gęsto po stracie dziecka próbuje wrócić do normalności. Piękne okoliczności przyrody, izolacja i święty spokój mają im w tym pomóc. Sprawdza się to tyle o ile. Kate jest bardzo wytrwała w swoim wycofaniu zaś Martin jest zbyt nieporadny i podporządkowany jej nastrojom by móc pokonać ten mur.
Wtedy zjawia się Jack i oświadcza im, że jest wojskowym, któremu udało się uciec ze stałego lądu, gdzie wirus dziesiątkuje ludzi.
Pytaniem jest, czy Jack ma racje? Może mocno oberwał w główkę? A może jest jednym z tych świrów, którzy marzą o apokalipsie by móc sprawdzić swoje survivalowe umiejętności kształtowane przez pół życia? Może wymyślił to wszystko by zdominować bezbronnych ludzi i dowodzić nimi jak swoim własnym oddziałem?
A może to wszytko prawda? Może bezowocne próby skontaktowania się z kimkolwiek z zewnątrz świadczą właśnie o tym, że coś się wydarzyło?
Być może chodzi o coś jeszcze innego?
„Retreat” posiada sprawnie zbudowaną historię. Cała zagadka ogniskuje się wokół postaci Jacka, który wydaje się szalony i niebezpieczny. Na pewno każdy z widzów będzie miał własny pomysł na to o co tu chodzi, ale nie sądzę by ostatecznie ktokolwiek przewidział rozwiązanie tej zagadki. Na pewno nie w stu procentach. To już duży plus.
W zasadzie mamy tu teatr na trzech aktorów. Zanim pojawia się ten trzeci zdołamy już trochę poznać dwójkę naszych bohaterów. Widzimy, że to Kate dominuje w związku, widzimy jak bezwolny jest jej mąż. Wszytko po to by uzasadnić ich skrajnie odmienne postawy, gdy dojdzie do spotkania z intruzem, ale czy jakakolwiek postawa mogła ich uratować?
Jak na reżyserski debiut mamy tu dość wysoki poziom realizacji. Znani aktorzy, przemyślana sceneria, dobre zdjęcia i montaż. Żadnych zbytków, wszytko ograniczone do minimum. To buduje fajny klimat, a i fabuła jak wspomniałam jest niczego sobie.
Czy wszystkim się spodoba? Nie wiem, dla niektórych widzów może być 'wszystkiego za mało’. Za mało akcji, wątków, przestrzeni, ale dla miłośników minimalizmu powinno wystarczyć.
Moja ocena:
Straszność:5
Fabuła:8
Klimat:8
Napięcie:7
Zaskoczenie:7
Zabawa:7
Walory techniczne:7
Aktorstwo:7
Oryginalność:7
To coś:7
70/100
W skali brutalności:1/10
Dodaj komentarz