Pan na Wisiołach. Trzeba to zabić – Piotr Kulpa
„Trzeba to zabić” to ostania część powieści „Pan na Wisołach” Piotra Kulpy. Wpadała mi w ręce dość późno, w porównaniu z odstępem czasowym w jakim przeczytałam dwie poprzednie części, a i sama akcja powieści umiejscowiona jest wiele lat od wydarzeń z „Mrocznego siedliska” i „Krzyku Mandrygory„.
Początek jest bardzo obiecujący, choć trudno było mi się w nim odnaleźć. Tymek w zakładzie psychiatrycznym? Czaruś w gimbazie jara szlugi w jakimś Bełchatowie? Magda już nie jest Panią Smuta, lecz samotną matką nie jednego a dwójki dzieci, a co jedno to bardziej niezwykłe?
Czas zrobił swoje i o pewnych wydarzeniach jakie miały miejsce w poprzednim tomie zdążyłam już zapomnieć. Autor jednak zadbał o to bym sobie przypomniała – Chwała mu za to. Mimo iż akcja toczy się we wcześniej wspomnianym Bełchatowie i po klimacie ze Starogór słuch zaginął – nad czym ubolewam, to fabuła powieści nadal jest ciekawa.
Na planszę zostają wprowadzeni nowi bohaterzy. Tu na pierwszy plan wysuwa się Anielka, córka Magdy, „dziewczynka o ciele staruszki i duszy demona”. Pojawia się nowa koleżanka Czarka, Zuza i jej tata, który stara ukryć przed światem rodzinną tajemnicę. Ponadto burzowy front nadciągający znad Starogór przygna też dawnych bohaterów.
Dzieje się, choć nie mogłam oprzeć się wrażeniu niejakiego chaosu. Gdyby nie nadal i nieodmiennie nienaganny styl autora to powstałaby kolosalna przepaść pomiędzy poziomem dwóch poprzednich części, a zamknięciem serii. Jednak nie jest tak źle. „Nie jest źle” brzmi co najmniej słabo w porównaniu z pochwałami jakich nie szczędziłam Panu Kulpie w przypadku „Mrocznego siedliska”, ale tak to już bywa z kontynuacjami.
Czego mi najbardziej zabrakło? Ano mieszkańców Wisiołów, Kałużana i reszty, który pojawiają się na koniec by przypomnieć o sobie. Tak, finał zdecydowanie mi się podobał. Powróciła dawna magia i to ona zamknęła krąg wydarzeń, ostatecznie – miejmy nadzieję, bo ciągniecie tematu byłby już przegięciem;)
Gdy dostałam tę książkę i rzuciłam ją na 'stertę książkowej poczekalni’ nawet nie spojrzałam na okładkę. Dopiero po zakończeniu lektury spojrzałam i o… cytują moją starą recenzję na tyle okładki. A to Ci dopiero;)
Słowem podsumowania mogę rzec, że mimo iż mamy tu zniżkę formy, to oceniając tę serię jako całość nadal jestem zachwycona i będę czekać, niecierpliwie, na kolejne powieści Piotra Kulpy.
Moja ocena: 7/10
Za książkę dziękuję wydawnictwu Videograf:
Dodaj komentarz