Messiah of Evil/ Mesjasz zła (1973)
Arlette straciła kontakt ze swoim ojcem, malarzem, gdy ten przeprowadził się do małego miasteczka w Kalifornii. Zanim przestał się odzywać nadsyłał jej listy o coraz bardziej niepokojącej treści. Kobieta postanawia rozwikłać tajemnice miejsca, które jej ojciec uznał za przeklęte oraz, o ile to możliwe, odnaleźć tatę.
Stareńki film małżeńskiego duetu Huyeck& Katz.(To w ogóle produkcja rodzinna, bo jeszcze zdjęcia od szwagra:)
Trafiłam na niego, rzecz jasna, przypadkiem. Ostanie łowy mogę uznać za owocne. Po kilku wpadka z kinem terajszym zawsze sięgam po coś starego i zapomnianego, to przywraca mi wiarę w kino grozy.
Od razu mówię, że nie jest to film, który spodoba się każdemu. Niedawno pisałam tu „The Sentinel” zaznaczając jego dziwność. W przypadku „Mesjasza zła” muszę uczynić to samo.
Po scenie otwierającej, w której widzimy mężczyznę mordowanego przez młodą aczkolwiek dziwnie wyglądającą dziewczynę przechodzimy do opowieści snutej przez narratorkę i tym samym bohaterkę filmu, Arlette.
Jej głos będzie towarzyszył nam przez cały seans, uzupełniając to, co widzimy na ekranie. To przydaje filmowi trochę gawędziarskiego klimatu, choć historia raczej nie nadaje się na opowieść przy ognisku, jest na to zbyt pokrętna.
Dzięki temu wstępowi poznajemy jednocześnie epilog. Smutny koniec naszej bohaterki zamkniętej w domu wariatów. Widź ma się stać świadkiem jej historii. A historia ta wiąże się z legendą Point Dune (nie jestem pewna pisowni), gdzie:
„Przed stu laty księżyc stał się czerwony i zaczęły się dziać różne rzeczy, tak jakby ta czerwień wpychała ludzi w otchłań piekła. Nagle zaczynali krwawić. Dzieci jadły surowe mięso, miasto zmieniło się w rozjątrzoną ranę, aż do pewnej nocy, gdy tamci wyszli z kanionu”.
Takie słowa nasza bohaterka usłyszy od miejscowego pijaczka po dotarciu na miejsce. Ten sam typek poleci jej także zabicie ojca, gdy tylko go odnajdzie.
Arlette wprowadza się do opustoszałego domu taty wraz z poznanymi w mieście ludźmi zainteresowanymi historią miasta. Bogaty turysta z Europy i dwie jego kochanki przez pewien czas towarzyszą dziewczynie w śledztwie. Jak to bywa w miejscach przeklętych ludzie znikają i wkrótce Arlette zobaczy na własne oczy prawdziwe oblicze mieszkańców miasteczka.
Temu 'objawieniu’ będzie towarzyszyć wiele smakowitych scen. W zasadzie każda kolejna jest lepsza od poprzedniej, wiec mogłabym je wymieniać w nieskończoność. Wszytko dzieje się nocą, niby banał ale pomaga w budowaniu klimatu. Pojawia się też szereg dziwacznych postaci, jak Murzyn albinos jedzący myszy, czy wspomniany pijaczek.
Kamera posuwa się z wolna więc idzie się w tym klimacie rozsmakować. Mamy sporo zbliżeń na przerażone oblicza ofiar czy na obłąkane oczy oprawców, trochę brutalności, trochę krwi. Obstawiam, że twórcy mogli zapatrzeć się na stare, dobre giallo, albo na horrory metafizyczne, których cóż, mamy jak na lekarstwo, ale jak już któryś się trafi to klękajcie narody.
Jeśli chodzi o inne skojarzenia to na pewno postawiłabym na młodszy o dwa lata „Przestraszmy Jessikę na śmierć„. Tu też mamy podejrzewaną o szaleństwo narratorkę, w której głos wsłuchujemy się podczas śledzenia tego, co dzieje się na ekranie. To nie wszystkie punkty wspólne tych dwóch obrazów, ale nie chciałabym czynić spoilera.
Motyw tajemnicy miasteczka finalnie może okazać się trochę banalny, ale zdradzę Wam, że to wcale nie przeszkadza w całościowym odbiorze filmu.
Tyle się tu dzieje, że nikt nie powinien być rozczarowany, to jedno, druga rzecz to sposób w jaki ta historia jest przedstawiona: Wspomniane zdjęcia, efektowne dodatki, jak muzyka, czy całkiem niezłe aktorstwo. Mamy tu też trochę lekkiej psychodeli, co wytrąca z prostego rozumowania i oczywistego odbioru wprost.
Na koniec powiem, że polecam. Ale nie każdemu:)
Moja ocena:
Straszność:7
Klimat:10
Fabuła:7
Napięcie:6
Zabawa:7
Aktorstwo:7
Walory techniczne:8
Zaskoczenie:4
Oryginalność:7
To coś:9
72/100
W skali brutalności:2/10
Jestem prosto po seansie „The Secret of Crickley Hall”. Film jest rewelacyjny! Oparto go na książce Jamesa Herberta, z pod którego pióra wyszedł równie dobry ” Haunted” z 1995. Z pewnością Ci się spodoba. Mam nadzieję, że już go masz i niedługo opublikujesz recenzję. Pozdrawiam!!!
Zapraszam na podsumowanie wyzwania KLASYKA HORRORU przestrzenie-tekstu.blogspot.com/2015/01/wielkie-podsumowanie-wyzwania-klasyka.html
Coś wygrałam, fajno:)
warto obejrzeć, fani horrorów nie powinni opuścić tej pozycji !
„Już jestem po seansie z „The secret…” i powiem Wam, że całkiem mi się podobał, napiszę o nim w sobotę.