Bliźniaczki – Wojciech Czarnek
Nastoletnia Ania nie ma przyjaciół, nie dogaduje się z rodzicami. Cała jej egzystencja to ciągłe poczucie wyobcowania i samotności, więc gdy jej ojciec postanawia, że by zażegnać małżeński kryzys wyprowadzą się na drugi koniec Polski dziewczyna nie oponuje. Może tam spotka ją coś dobrego? W niewielkim miasteczku, przez zupełny przypadek, spotyka na swojej drodze Marysie, która jest jej rówieśniczką i… idealną kopią. Wygląda na to, że rodzice obu dziewcząt kłamali na temat ich pochodzenia i jak się wkrótce okaże nie jest to jedyna rzecz jaką mają na sumieniu.
„Bliźniaczki” to bodaj czwarta z powieści napisanych przez młodego pisarza pochodzącego z Bielska. Jego debiut „Amour Fou”, który ukazał się nakładem wydawnictwa Novae Res już zdążyłam Wam polecić – naprawdę bardzo dobra rzecz. Nie wspomniałam natomiast o drugiej powieści „Lot Ikara”, która podobała mi się już mniej i była daleka od gatunku grozy. Nie miałam okazji czytać trzeciej z książek- kryminału, który podobnie jak „Bliźniaczki” ukazał się pod skrzydłami Feniksa.
„Bliźniaczki” to już zdecydowanie groza, wystarczy rzut oka na okładkę by nie mieć co do tego wątpliwości. Niestety zasługi wydawcy na tym się w sumie kończą. Pomijając kwestie, które autor poruszył na swoim profilu – ciekawskich zapraszam na stronę – Feniks chyba nie szczególnie dba o to co wydaje, bo coby nie mówić o Novae Res to jednak w zestawieniu z nowym wydawcą Wojciecha ma już lepszych redaktorów i korektorów. Zastanawiam się czy książka w ogóle przeszła jakieś szlify, czy ktoś nad nią czuwał, bo niestety kompozycja rozchodzi się w szwach. A może to wina autora? Nie wiem, wspominając jego debiut nie jestem w stanie uwierzyć. że przy czwartej powieści warsztat odnotował taki spadek.
Sam pomysł na fabułę nie jest zbyt odkrywczy, ot horror z motywem diabelskim, wielu już uprawiało tego typu czary i pewnie z lepszym skutkiem. Dużo tu motywów związanych z religią katolicką i bardzo czarno-białym sposobem odbierania świata. Mamy tu of course dobrego księdza, którego przydługie wynurzenia zajmują zdecydowanie zbyt dużo stron, a sama postać nie budzi krztyny empatii. Główne bohaterki zostały wymalowane jako nastolatki z pociągiem do tego co mroczne i złe. U Marysi objawia się to 'złym prowadzeniem się’, nadużywaniem alkoholu, materializmem i ogólnym zmanierowaniem. Nudna i płytka jak kałuża, nawet jej epizod miłosny nie wniósł w jej postać odrobiny 'życia’. Ania to natomiast outsiderka, która okazuje otoczeniu jawną wzgardę i gada co jej ślina na język przyniesie jak sześciolatek z aspergerem, odpychając od siebie ludzi.
Zanim drogi tych dwóch dziewcząt się skrzyżują upłynie dużo wody i nie nie powiedziałabym by był to szczególnie zajmujący rejs. Kiedy w końcu to nastąpi nie wydarzy się nic spektakularnego. Cała intryga wokół pochodzenia dziewcząt jest grubymi nićmi szyta. Znowu nic odkrywczego, znowu szlagierowe diabelskie numery. Całej tej koncepcji brakuje impetu i chyba też pomysłu, który sprawiłby że całość wydałaby się mniej apatyczna. Rażąca jest ta biało-czarna poetyka świata przedstawionego i kurczowe trzymanie się schematycznego myślenia o dobru i o źle. Postaci są jednowymiarowe, a ich afekty płaskie. To taki horror raczej dla początkujących, myślę, że mógłby się spoko sprzedać jako YA jeśli podejść do tej niedojrzałości z wyrozumiałością.
Moja ocena: 4/10
Dziękuję autorowi Wojciechowi Czarnkowi
Dodaj komentarz