Descent/ Zejście (2005)
Sara w tragicznym wypadku traci rodzinę. Po roku od feralnego zdarzenia jej przyjaciółki wyciągają ją na tradycyjne dla nich manowce. Tym razem przewodniczka grupy Juno wybiera dla nich wyzwanie w postaci Jaskini w Apallachach. Sześć wysportowanych kobiet schodzi pod ziemię by zbadać to, co niezbadane. Nie wiedzą jednak, że poza zwykłymi urokami takiej wyprawy czeka jej jeszcze walka z człekokształtnymi mieszkańcami okazałej nory.
„Jeżeli po wyłączeniu świateł uważasz że jest ciemno to tak jest zupełnie czarno. Może cię dopaść odwodnienie, dezorientacja, klaustrofobia, ataki paniki, paranoja, halucynacje, pogorszenie wzroku i słuchu..”
Wszystkie wyliczone tu rzeczy przydarzą się bohaterkom horroru Neil’a Marshalla „Zejście”. Brytyjski reżyser dał się poznać jako człowiek potrafiący zrobić coś z niczego, czego dowodem był jego niskobudżetowy horror „Dog Soliders”.
„Zejście” jest tworem zupełnie innym. Debit reżysera w dużym stopniu przypominał czarną komedię, niewielki budżet nie pozwolił na pełne rozwinięcie skrzydeł grozy. W przypadku „Zejścia” twórca mógł sobie pozwolić na znacznie więcej.
Sam pomysł na film nie jest szczególnie odkrywczy. Bo ile to już było filmów o jakiś dziwnych gatunkach żyjących w ukryciu przed ludzkim wzrokiem? Co więc wyróżnia „Zejście”? Przede wszystkim porządna realizacja. Film jest zmontowany po mistrzowsku, zdjęcia są piękne i bardzo klimatyczne, mrok jaskini nie uniemożliwia widzowi śledzenia akcji, do tego mamy muzykę Davida Julyna, która swoją drogą bardzo przypomina fragmenty ścieżki dźwiękowej z „Innych”.
„Zejście” jest podręcznikowym survival horrorem to też głównym obiektem walki człowieka jest natura. Nasze bohaterki muszą zmierzyć się ciasnymi korytarzami, nieludzko głębokimi otchłaniami, krwiożerczymi lokatorami lochów oraz wreszcie, z własnymi słabościami.
Z tymi słabościami nie jet jednak tak, jak to bywa w przypadku typowych bohaterek horrorów. Mamy oczywiście najsłabsze ogniwo grupy, czyli Sarę i najmocniejsze ogniwo czyli Juno, jednak w filmie Marshalla nawet najmniej odporna bohaterka przerasta zaradnością i inteligencją większość filmowych postaci, jakie mieliśmy okazje spotkać w survival horrorach. Toteż nie patrzymy na ich poczynania z pełnym niezrozumienia politowaniem lecz kibicujemy tym dzielnym bohaterkom z zapartym tchem. Kiedy jedna z nich łamie nogę, kiedy druga nieomal zostaje zgnieciona przez skały ja prawie odczuwałam to na własnej skórze. Po za dobrą konstrukcją postaci na pewno przyczynił się do tego bardzo sugestywny klimat filmu – sposób prowadzenia kamery, oświetleni, dźwięk etc.
Walka o przetrwanie jest zażarta, poszczególne bohaterki radzą sobie jak mogą, wspierają się nawzajem jednak da się wyczuć między nimi napięcie. Główną ofiarą przytyków i krzywych spojrzeń jest Juno. Kobieta stara się jak może żeby wynagrodzić Sarze utratę rodziny, chce żeby w tym zjednoczonym babskim gronie pogrążona w depresji Sara doszła do siebie. A może chodzi o coś jeszcze? 😉 Sprawa wyjdzie na jaw dopiero pod koniec filmu i znajdzie się tu mocne „ostateczne rozwiązanie”. SPOILER: Byłam cholernie dumna z Sary za to jak załatwiła Juno, aż miałam ochotę przybić jej piątkę:) KONIEC SPOILERA.
Zakończenie filmu było zwieńczeniem sukcesywnie narastającego tragizmu sytuacji. SPOILER: Sara uwięziona na skalnej półce, z której nie ma wyjścia, wpatrzona we własne urojenie, skazana na śmierć… KONIEC SPOILERA.
Nie wiem tylko po kiego grzyba zrobiono drugą część. Zniweczyli tak wspaniałe zakończenie. Chyba jeden z najlepszych finałów w horrorze i po co?
Moja ocena: 10/10
Gość: funny bear, *.icpnet.pl napisał
10/10