Food of the gods/ Pokarm bogów (1976)
Grupa fudbolistów wybiera się na rekreacyjną wycieczkę na jedną z Kanadyjskich wysepek. Tam napotykają na coś, co fizycznie nie ma prawa istnieć. Jeden z mężczyzn zostaje zaatakowany przez gigantyczną osę inny stoczy krwawą walkę z gigantycznym kogutem na pobliskiej farmie. Co tu się wyrabia?
Przyczyn anomalii należy szukać na farmie państwa Skinnerów, którzy odkryli w okolicy dziwne źródełko i poczęli mieszać pochodzącą z niego ciecz z paszą dla zwierząt. Jeden z futbalistów, Morgan i jego tchórzliwy przyjaciel Brian powracają na wyspę by powstrzymać gigantyczne zwierzęta przed zniszczeniem całego ekosystemu.
„Pokarm dla bogów” to godny reprezentant kina klasy B. Niski budżet i małe możliwości techniczne sprawiły, że wysiłki twórców w stworzeniu efektownej akcji są podwójne, a nawet potrójne w porównaniu ze współczesnym kinem z pod znaku animal attack, czy monster movie. Jeśli podobały Wam się „Zabójcze ryjówki” czym prędzej musicie sięgnąć po „Pokarm bogów” inaczej przejdzie Wam koło nosa przednia zabawa.
Scenariusz filmu powstał w oparciu o powieść Herberta Wells’a znanego przede wszystkim jako autora „Wojny światów”, ale ma na koncie także takie utwory jak „Niewidzialny człowiek”, czy „Wyspa doktora Morau”. Wszystkie doczekały się filmowych adaptacji, niektóre nawet parokrotnie.
Pisarz obraca się w kręgach sci-fi, a jego twórczość często przybiera moralizatorski ton. Tak też jest w przypadku „Pokarmu bogów”. Nakręcony w latach ’70 film można zaklasyfikować do nurtu 'horrorów ekologicznych’. To nieco niefortunne sformułowanie mówi nam, że w tym przypadku będziemy mieć do czynienia z historią, w której głównym antagonistą będzie mściwa przyroda. Tak było w przypadku „Last winter„, czy „Długiego weekendu„.
Bohaterzy filmu mają świadomość tego, że natura odgrywa się na ludziach w ten dziwny i chory sposób. Pojawienie się źródełka mogło mieć na celu odprawienie zemsty na cywilizacji. Przerośnięte zwierzęta nie są już ofiarami, one atakują człowieka, który niszczy ich świat. Pojawia się też wątek kary za grzechy jako zgotował bóg, ale osobiście wolę utożsamiać nadrzędną siłę z otaczającą nas naturą niż jakimś widmowym bóstwem.
Jak na kino klasy B mamy wiec całkiem niegłupią pointe. Nie zapominajmy jednak o walorach czysto rozrywkowych, bo tych w filmie nie zabraknie. Twórca, reżyser i scenarzysta w jednej osobie zadbał o to byśmy się nie nudzili. Akcja jest naprawdę wartka i bogata w niekiedy odrażające sceny, jak robale giganty atakujące rękę Pani Skinner.
Wspominałam o niskim budżecie i małych możliwościach technicznych. Jak Bert Gordon poradził sobie z wyzwanie stworzenia gigantycznych zwierząt? Jeśli nie masz na podorędzi machiny powiększającej szczura pomniejszasz jego otoczenie. Efekt wizualny jest podobny. Ok, zbliżony:) W scenach, gdy gigantyczne szczuty mają atakować auto, czy dom użyto miniatur owego domu czy auta. Szczurzy aktorzy wydają się bardziej zaciekawieni niż agresywnie i ich ekspansja na rzeczone miejsca wypada czasami śmiesznie. Ale, cóż, kino klasy B i jego urok.
Zastanawia mnie tylko jedna rzecz… Sceny, w których szczurki padają zalane krwią wyglądają bardzo wiarygodnie. Aż za bardzo i tu mam obawy, że Gordon faktycznie uśmiercał swoich zwierzęcych aktorów. Wiem, że „to tylko szczury”, ale właśnie z takich względów nie lubię oglądąc filmów gdzie antybohaterami są zwierzęta. Tak jak napisałam w recenzji „Zombeavers”: „Nigdy nie byłam fanką filmów z gatunku animal attack. Może dlatego, że zawsze szkoda mi tych biednych zwierząt, które robią w nich za wcielone zło i prędzej, czy później giną z rąk tak zwanych bohaterów pozytywnych, czyli najczęściej mało rozgarniętych przedstawicieli ludzkiego gatunku.”
Nie sądzę by w którymkolwiek z filmów z tego gatunku autentycznie uśmiercano zwierzęta, ale w przypadku „Pokarmu bogów” mam względem tego spore obawy….
Podsumowując i porzucając w tym momencie moje rozterki powiem Wam, że „Pokarm bogów” to kawał dobrej rozrywki. Śmiechu jest co niemiara, a i horror’owych walorów nie zabraknie.Miłośnicy starego kina klasy B powinni być zadowoleni.
Moja ocena:
Straszność:5
Fabuła:7
Klimat:7
Napięcie:6
Zabawa:8
Zaskoczenie:4
Aktorstwo:7
Walory techniczne:7
Oryginalność:7
To coś:7
65/100
W skali brutalności:3/10
Straszzzznee! W sensie że dobre 🙂 lubię takie kino.