Pani March –
Tytułowa Pani March jest żoną docenianego amerykańskiego pisarza George’a Marcha. Żyje w otoczeniu elit Nowego Jorku pilnie strzegąc swojego dobrego imienia. Jej życie kręci się wokół syna i małżonka, który właśnie wydał kolejną powieść. Wkrótce po publikacji jedna ze znajomych – właścicielka cukierni w której Pani March robi zakupy między słowami sugeruje jej, że George wzorował bohaterkę swojej nowej książki na swojej żonie. Na Panią March pada blady strach, wszak Joanna to pożałowania godne stworzenie, nijak ma się do dostojnej damy jaką przecież jest Pani March. Jaką musi być. To wydarzenie daje początek obsesji w jaką popada kobieta. Każdego dnia pilnie obserwuje swojego męża, który zaczyna jej się jawić jako zupełnie inna, niebezpieczna osoba.
Wygląda na to, że „Pani March” jest debiutem. Polskie wydanie ukazało się nakładem wydawnictwa Echa i muszę przyznać, że bardzo pozytywnie zaskoczyła mnie oprawa powieści.
Sam początek tej historii wydaje się niepozorny. Ot kura domowa, elitarna, ale jednak kura, pędzi żywot kręcąc się wokół własnej osi. Od lat żyje w małżeństwie, które nie przypomina relacji romantycznej, raczej mechanicznie działający układ. Nie sposób nie zauważyć pustki w jej życiu, której ona sam wydaje się nie dostrzegać. Nie wydaje mi się by w powieści padło jej imię – jest tylko Pani March, powtarzane do znudzenia, by podkreślić, że jest tylko żoną przy mężu, nie odrębną jednostką z własną tożsamością. Pani March zajmuje się synem i to chyba tyle jeśli chodzi o jej obowiązki. Oczywiście w jej głowie nieustannie trwa gonitwa myśli skoncentrowana wokół desperackiej chęci zachowania pozorów perfekcji. Gra nawet przed swoją gosposią, nieustannie spodziewając się z jej strony ataku i podskórnie wyczuwając, że Marta nie dała się nabrać na jej teatrzyk.
Tkwi w dziwnym kokonie złudzeń, aż do momentu gdy zostaje skonfrontowana z faktem, że mimo jej usilnych starań otoczenie może ją postrzegać zupełnie inaczej. Jako pierwowzór Joanny, francuskiej prostytutki, której już nikt nie chce płacić. Bo jest stara, brzydka i żałosna. Zaczyna zwracać się przeciwko mężowi, który jest winien tego strasznego objawienia. Jeśli ona nie jest tym kim jest, to kim może być on? Znaleziony w jego rzeczach wycinek prasowy artykułu o zaginionej kobiecie staje się jej obsesją.
Przywoływane stopniowo i niespiesznie retrospekcje z przeszłości Pani March rysują przed czytelnikiem przygnębiający i nieco straszny obraz. Równolegle śledzimy rozkwit jej szaleństwa dzięki czemu finalnie stoi przed nami bardzo wiarygodny portret psychologiczny zdecydowanie interesującej postaci. Do czego to wszystko zmierza? Czy to możliwe, że już za chwilę dojdziemy do sedna kryminalnej sprawy, a może za rogiem czeka tylko proza życia? Słyszałam, że niektórzy czytelnicy byli rozczarowani finałem. Dla mnie był błyszczącą wisieneczką na torcie, bo wcale nie potrzeba wiele by człowiekowi odbiło.
Za sprawą trzecioosobowej narracji czytelnik wchodzi w rolę obserwatora. Nie możemy uzyskać pełnego wglądu w psychikę Pani March, coś nas powstrzymuje, coś blokuje. Nie wiem jak dla Was, ale według mnie było to zabieg wręcz idealnie spójny z sylwetką postaci naszej bohaterki, osoby, która buduje wokół siebie mur niedostępności i tylko zaglądając przez szparę możemy mieć szansę poznać odrobinę brzydkiej prawdy. Bardzo dobra rzecz.
Moja ocena: 9/10
Dziękuję wydawnictwu Echa
Buffy1977 napisał
„Nie wydaje mi się by w powieści padło jej imię”
Ostatnie zdanie:)
Pozdrawiam!
ilsa333 napisał
Aaaa, widzisz. Pewno nie przypadkiem dopiero wtedy;)
Mozaika Rzeczywistości napisał
Muszę powiedzieć, że sama okładka robi już wrażenie. W sumie po przeczytaniu recenzji zacząłem się zastanawiać ile na świecie jest takich kobiet ,,bez imienia”, żyjących w cieniu męża czy partnera. I nie wiadomo w sumie co może czaić się w ich psychice.
Pozdrawiam!