It Comes at Night/To przychodzi po zmroku (2016)
Czteroosobowa rodzina Paula, jego teść, jego syn i małżonka ukrywają się w leśnym siedlisku z dala od miast, w których panuje tajemnicza zaraza. Zdziesiątkowane społeczeństwo nie wie co jest przyczyną śmierci tak wielu osób, wiedzą tylko, że by przetrwać muszą się odizolować.
Pewnego dnia, wkrótce po śmierci seniora rodu, do domu rodziny Paula włamuje się zdesperowany mężczyzna szukający zapasów wody i jedzenia dla swojej rodziny ukrywającej się niedaleko. Paul musi zdecydować, czy połączyć siły z nieznajomymi i zwiększyć tym samym szansę na przetrwanie, czy potraktować przybysza jako zagrożenie, które trzeba wyeliminować.
Film „To przychodzi po zmroku” nie spotkał się z entuzjazmem większości polskiej widowni. Miałam nawet pokusić się o seans kinowy, ale negatywne oceny zniechęciły mnie. Z drugiej strony współczesny film o zarazie jednoznacznie kojarzy się z zombie movie, a nie jest to preferowany przeze mnie podgatunek. To też wstrzymałam się z bólami i wyzbyłam wszelkich pozytywnych oczekiwań.
Najczęstszym słowem krytyki kierowanym pod adresem tego filmu była nuda. Po obejrzeniu filmu, muszę stwierdzić, że zupełnie inaczej wyobrażam sobie nudne zombie movie. „To przychodzi po zmroku” zdecydowanie nie jest dziełem mainstreamowym. W niczym nie przypomina „Walking dead”, którego obejrzałam całe pięć odcinków, ani filmów pokroju „World war Z” z efektownymi nawalankami z hordami truposzy.
Jeśli miałabym go porównać z jakimś filmem z nurtu zombie movie to była by to „Maggie”, czy oryginalna „Noc żywych trupów„. Jednak jest to porównanie czynione na silę, bo fakt faktem, nie mamy tu zombie. Mamy chorobę, o której charakterze możemy tylko domniemać na podstawie przypadku dziadka, który zostaje 'dobity’ w końcowym jej stadium. Strzał w głowę i palenie zwłok mogą więc nasuwać skojarzenie z zarazą zmieniająca ludzi w zombie, ale na tym koniec. Nie zobaczymy bowiem żadnego 'dojrzałego okazu’. I to jest moim zdaniem bardzo fajne. Jest przestrzeń na tajemnicę i domniemania, tu może zadziałać wyobraźnia widza.
Cała fabuła kręci ie wokół działań bohaterów skoncentrowanych na tym by nie złapać wirusa powodującego chorobę. Stąd skrajna ostrożność, zabijanie drzwi i okien, unikanie jakiegokolwiek kontaktu z ludźmi z zewnątrz.
I tu pojawia się bohater imieniem Will, mężczyzna szukający zapasów mogących pomóc przetrwać jego żonie i synkowi. Rodzą się pytania? Czy facet ma czyste zamiary? Może już jest chory? Może chce ich powybijać i przejąć cały dom? Możliwości jest dużo, a odpowiedzialny ojciec rodziny Paul zrobi wszytko by zagrożenie zminimalizować. Mogłabym Wam zdradzić, jaką decyzję podejmie, bo większość internetowych opisów to robi, ale po co. Dość, że Wa powiem, że pointa tego filmu jest taka: Lęk przed zagrożeniem jest bardziej niszczący niż samo zagrożenie.
Fabuła była dość zadowalająca, na tyle bym osobiście nie uznała jej za nudną, ale najbardziej podobała mi się otoczka filmu. Jego klimat. Klaustrofobiczny jak się zapewne domyślacie jeśli jest mowa o ludziach skazanych na izolacje. Mamy symboliczne czerwone drzwi, jak czerwona linia której nie można przekroczyć. Wokół tych drzwi rośnie paranoja będąca przyczyną tragedii.Świetne zdjęcia jeszcze uwypuklają to co ma niepokoić widza i nie mówię t tylko o halucynacjach jakich doświadcza syn Paula, ale o sam sposób w jakim kręcono ujęcia domowych przestrzeni. Moim zdaniem to dobry film z dużym ładunkiem psychologicznym, ale nie zadowoli fanów zombie movie, bo brakuje mu dynamiki z jaką nieodmiennie kojarzony jest każdy gatunek w którego centrum znajdują się pościgi za ofiarą.
Moja ocena:
Straszność:2
Fabuła:7
Klimat:8
Napięcie:7
Zabawa:6
Zaskoczenie:5
Walory techniczne:8
Aktorstwo:7
Oryginalność:6
To coś:6
62/100
W skali brutalności:1/10
Dodaj komentarz