A martfüi rém aka Starangled/ Potwór z Martfu (2016)
W 1957 roku w małym robotniczym miasteczku na Węgrzech zostaje zamordowana młoda pracownica fabryki butów. O ten czyn zostaje oskarżony jej kochanek Akos Reti i po intensywnych przesłuchaniach zostaje skazany na 25 lat pozbawienia wolności.
Podczas gdy mężczyzna odsiaduje wyrok, odsiadkę ową uatrakcyjniają mu pouczające spotkania ze współosadzonymi, w Martfu znowu zaczynają ginąć młode kobiety. Bystry detektyw zaczyna podejrzewać, że przed siedmioma laty złapano nie tego człowieka.
Sylwetkę głównego antybohatera filmu, Petera Kovacsa, poznałam dopiero dzięki temu filmowi. O ile za oceanem tacy osobnicy szybko zyskują ogólnoświatową popularność o tyle zbrodniarzy działających pod komunistycznym blokiem wymazuje się z kart historii. Nawet w Polsce, urodzajnej w takich wykolejeńców, jak się okazuje, gdy władza zaczyna przecierać oczy po radosnej amnestii z przed 25 lat, ten temat nie był dotąd zbyt spopularyzowany. Teraz widzę, że i inni europejscy filmowcy zaczynają doceniać potencjał swoich narodowych antybohaterów.
Węgierski obraz o seryjnym mordercy to taki miszmasz tego co udało się w tej materii osiągnąć polakom z typowo amerykańskim schematem.
Z polskimi filmami tego rodzaju nie wątpliwie łączy go historyczno-obyczajowe tło. Motywy polityczne, które tak, a nie inaczej wpływały na decyzje policji i prokuratury. Przygnębiające obrazy komunistycznej rzeczywistości oddane za pomocą posępnych w kolorystyce i doborze plenerów zdjęć.
Żaden jednak z polskich filmów tego rodzaju – w końcu nie jest ich dużo – nie razi taką dosłownością. Węgierski twórca wykłada kawę na ławę i niczego nie unika w swojej opowieści, ani brutalnych scen z mordercą ani nie stosuje zmyłek mogących ukryć jego tożsamość.
Praktycznie od samego początku wiemy, że odsiadujący wyrok chłopina nie jest winien zbrodni. Wkrótce zobaczymy winowajce w całej okazałości, na tle życia rodzinnego, a wkrótce także w jego zbrodniczym akcie. Wrażliwe dusze, tu zwracam się do Was, nekrofilskie gwałty nie są przyjemne dla oka, zwłaszcza dokonywane na kobietkach w kucykach, którym jeszcze nie zdążył dobrze wykiełkować biust. Takie właśnie tu będą widoki.
Sama historia opowiedziana jest dość sprawnie mimo tej sporej dozy dosłowności udaje się utkać tu pewną nic tajemniczości wokół mordercy. Dopiero postawiony pod murem wyzna co i dlaczego robił. Jego wyznanie jak często bywa w filmach opartych na faktach nijak ma się do hollywoodzkiego gwiazdorzenia. Ot, powód zbrodni bardzo podręcznikowy i typowy.
Obraz śledztwa, ponownego śledztwa w zasadzie, to głównie polityczne przepychanki ukazujące rażące uchybienia systemu. Mamy detektywa idealistę w kontrze z prokuratorem lizodupem, który nie zamierza przyznać się do machlojek, które zapewniły mu awans.
Film w ogólnym rozrachunku robi dobre wrażenie i w swoim gatunku sprawdza się jak najbardziej. Myślę, że zapoznać się warto chociażby po to by zobaczyć jak w Europie kręci się filmy o seryjnych mordercach.
Moja ocena:
Straszność:3
Fabuła:7
Klimat:8
Napięcie:6
Zabawa:6
Zaskoczenie:4
Walory techniczne:7
Aktorstwo:8
Oryginalność:6
To coś:7
62/100
W skali brutalności:4/10
Dodaj komentarz