Rillington Place – sezon 1 (2016)
John Christie mieszka wraz z żoną Ethel w mieszkaniu przy Rillington Place. Ich małżeństwo nie układa się zbytnio, bo John jest człowiekiem dosyć chłodnym w obejściu. Po pewnym czasie wspólnego pożycia, opartego głównie na kompromisach na jakie godziła się Ethel, kobieta zaczyna dostrzegać w mężu coś jeszcze. Jego zachowanie niepokoi ją.
O Johnie Christim usłyszałam po raz pierwszy dzięki filmowi z lat ’70 „Dom przy Rillington Place”. Jego bohater jest postacią autentyczną, seryjnym mordercą kobiet, którego działalność przypadała na lata ’40 XX wieku.
„Rillington Place’ jest serialową wersją historii zabójcy. Serial ma tylko jeden składający się z trzech odcinków sezon, więc bardziej mamy tu do czynienia z mini serialem niż serialem jako takim.
Jak się zapewne spodziewacie ze względu na większe możliwości czasowe miniserial bardziej rozwija zbrodniczy fragment biografii Christiego niż robił to film. Ku mojemu zdziwieniu nie rozwija wcale tych fragmentów, na które mogliby liczyć fani horroru.
Jeśli chodzi o sceny morderstw, tak sugestywnie przedstawione w filmie z lat ’70, mini serial wymięka. Mamy tu bowiem zaprezentowany tylko jeden mordercy akt i to w dodatku na finiszu ostatniego odcinka. Ta scena zresztą mimo, że udana nie robi takie wrażenia jak morderstwa w starszym filmie.
Co więc oglądamy przez trzy ponad godzinne odcinki? Fabuła skupia się głównie na relacji Johna i Ethel. W tych rolach widzimy bardzo dobrych warsztatowo Tima Rotha i Samanthe Morton. Z ich aktorskich kreacji możemy wysnuć wiele wniosków na temat kreowanych postaci mimo iż scenariusz nie obfituje w większą dosłowność. Ethel postrzegałam jako desperatkę, myślącą życzeniowo i dającą się ponieść fikcyjnemu obrazowi męża i ich małżeństwa. Wcale nie była słaba na umyśle, stoczyła nie jedną wewnętrzną batalie by być wstanie przymknąć oko na coraz bardziej oczywiste i brutalne fakty.
John z kolei to oschły osobnik, który pod płaszczem surowości moralne skutecznie ukrywa swoje występki. W jakiś sposób stworzył swój obraz samego siebie i dokładał starań by jak największej osób w niego uwierzyło. A że był niezłym manipulantem robił to skutecznie. Myślę, że w pewien sposób odcinał się od swojego prawdziwego ja i tylko na krótkie momenty, w których dokonywał aktów przemocy spuszczał je ze smyczy. W ten sposób dystansował się od odpowiedzialności.
Sporo uwagi poświęcono również Timowi, mężowi jednej z ofiar, który niefartownie zawierzył mordercy i nie tylko stracił żonę i córeczkę, że o nienarodzonym dziecku nie wspomnę, ale skończył na szubienicy obwiniony za zbrodnie Christiego.
Niewiele dowiadujemy się zaś o samych ofiarach i muszę przyznać, że gdyby nie uprzedni seans z „Domem przy Rillingotn place” nie wiele bym wiedziała o samym modus operandi sprawcy.
Twórcy serialu pozostawili wiele przestrzeni na domysły, co ma zarówno swoje zalety jak i wady. Zależy czego oczekuje widz. Serial nie wątpliwie ujmuje klimatem, wspaniale odzwierciedlającym realia tamtych czasów. Jeśli zaś chodzi o samą historię Christiego to bardziej polecam zapoznanie się ze starszą produkcją.
Moja ocena:
Straszność:2
Fabuła:7
klimat:9
Napięcie:5
Zabawa:6
Zaskoczenie:5
Walory techniczne:8
Aktorstwo:9
Oryginalność:6
To coś:7
64/100
W skali brutalności:1/10
Dodaj komentarz