The Sender/ Nadawca (1982)
Na obserwację na oddziale psychiatrycznym trafia około dwudziestoletni chłopak, który nie zna swojej tożsamości. Jedyne co o sobie wie, to to, że pragnie umrzeć i to z powodu próby realizacji tegoż pragnienia znalazł się w szpitalu.
Opiekę nad nim roztacza doktor Gail Farmer, która w przeciwieństwie do swojego przełożonego hołduje mniej ekspansywnym metodom leczenia. Rozmowy z chłopakiem budzą w niej fascynację jego osobą, która zwiększa się jeszcze bardziej, gdy nieoczekiwanie odwiedza ją starsza kobieta podająca się za matkę niedoszłego samobójcy. Owa kobieta ostrzega lekarkę przed synem, jednak Gail nie zamierza rezygnować. Chce dowiedzieć się kim w rzeczywistości jest John Doe i jak mu może pomóc.
Oto kolejny z raczej zapomnianych filmów. Premierę miał w latach ’80, co niejako tłumaczy to 'wykluczenie’. Lata ’80 to era krwawych slasherów, nie horrorów w których chodzi o zgłębianie tajemnic ludzkiego umysłu. A o to chodzi w „Nadawcy”.
Spodobały mi się już pierwsze sceny otwierające. Widzimy w nich chłopaczka w czerwonej kurtce, który budzi się na poboczu, pod drzewem. Podnosi się i zmierza w sobie tylko znanym kierunku. Okazuje się nim park i przyległe do niego jezioro. Tam nie bacząc na tłumy wypoczywających na łonie natury ludzi, tajemniczy chłopak zaczyna zbierać do kieszeni kamienie. Obładowany głazami w milczeniu kieruje się w stronę wody. Wchodzi do jeziora, coraz głębiej, aż niknie pod wodą.
Gdy akcja przenosi się do szpitala, poznajemy drugą bohaterkę, Gail, która jest bardzo zaintrygowana przypadkiem anonimowego pacjenta. Chłopak niechętnie nawiązuje rozmowę, a to co mówi jest na poły intrygujące, a poły przerażające.
Amnezja to nie jedyny problem pacjenta Gail. Johna Doe dręczą złe sny przypominające ataki psychozy. Co więcej jakimś sposób wizje z jego umysłu mogą przeniknąć do świadomości innych ludzi. John Doe jest nadawcą, telepatą, który przeżywa wewnętrzny koszmar na który narażeni są także wszyscy w jego otoczeniu.
Doskonale obrazuje to scena zabiegu elektrowstrząsami, gdy asystujący przy nim personel szpitalny na własnej skórze odczuwa skutki zabiegu.
To bardzo efektowna scena, wymagała wspomożenia się efektami specjalnymi, ale to jedna z niewielu takich sytuacji. Większość scen nie epatuje sztucznością, choć robią wrażenie. Generalnie nie odciągają uwagi od fabuły, która jest, nie powiem, ciekawa.
Do tego dochodzi jeszcze bardzo dobre aktorstwo. Shirley Knight, która gra tu rolę drugoplanową, albo nawet trzecioplanową robi doskonałe wrażenie. Podobnie jest z odtwórcą głównej roli,Żeljko Ivankiem, którego widujemy w wielu hollywoodzkich produkcjach. „Nadawca” był jego trzecią rolą, więc ledwie początkiem kariery.
Podobał mi się cały film, jego oprawa i jego nieco przygnębiająca treść. Telepatia użyta tu została poniekąd jako pretekst do rozważenia kwestii 'dzielenia się bólem’. Chyba nikt nie chciałby zostać zmuszony do odczuwania na własnej skórze tego co ktoś kto wyjątkowo cierpi. Nasz tytułowy Nadawca, również nie chce by jego bliscy cierpieli. Jest bardzo skryty, stara się stłumić swój ból.
Serdecznie polecam i zachęcam do seansu.
Moja ocena:
Straszność:7
Klimat:8
Napięcie:7
Fabuła:7
Zaskoczenie:6
Zabawa:8
Aktorstwo:8
Walory techniczne:8
Oryginalność:7
To coś:7
73/100
W skali brutalności:2/10
Dodaj komentarz