Carrie (2002)
To już chyba ostania z istniejących, przynajmniej na tę chwilę, adaptacji debiutanckiej powieści Stephena Kinga.
Została wyprodukowana dla telewizji, a jej twórcami są osoby, które zasłynęły ze współpracy przy takich produkcjach jak seriale „Hannibal„, „Herosi”,czy „Tajemnice Smallville”.
Pisałam już o książce, o adaptacji De Palmy i o readaptacji z 2013 roku. Legenda głosi, że „Carrie” 2002 miała być pilotem serialu, ale nie wiem ile w tym prawdy, bo film trwa ponad dwie godziny i zawarta w nim została cała książkowa historia. Jest też jedyną wersją „Carrie”, która niemal kurczowo trzyma się literackiego pierwowzoru, czyli jest czymś, co pokochają ortodoksyjnie fani prozy króla.
Osobiście nie jestem filmem zachwycona. Na pierwszym miejscu stawiam adaptację De Palmy. Telewizyjna „Carrie” jest jak dla mnie nazbyt rozwleczona.
Fabuła filmu osadzona jest w czasie, już po 'wybuchu’ Carrie na wiosennym balu. Jesteśmy świadkami przesłuchania Sue na komisariacie, gdzie stróże prawa próbują rozstrzygnąć jak doszło do całe katastrofy.
Dzięki retrospekcjom poznajemy historię, która zaczęła się szesnaście lat wcześniej, kiedy to Margaret White powiła swoją jedyną, niezwykłą córkę.
W każdym z do tej pory nakręconych filmów pomijany jest obraz dzieciństwa Carrie, jej słynna przygoda z deszczem kamieni spadającymi na dach jej domu i przeżycia z matką.
Następnie po krótkiej przerwie na 'przesłuchanie’ wracamy do śledzenia losów Carrie tym razem już będącej nastolatką. Tu mamy to co zwykle, pierwszy okres, upokorzenie związane z reakcją rówieśniczek na panikę Carrie, pomysł Sue z wypożyczeniem Carrie chłopaka na bal.
Jeśli chodzi o walory produkcji to zachwyciła mnie obsada. Uważam, że Angela Bettis pasowała do roli Carrie bardziej niż jakakolwiek z aktorek obsadzana w tej roli. Z resztą powiedzmy sobie szczerze, Bettis słynie z ról dziwaczek, weźmy choćby „May„. Miłym zaskoczeniem okazała się też odtwórczyni roli Kris, którą możecie kojarzyć z remake „Wzgórza mają oczy”. Odegrała postać stosownie śliczną i wredną. Dała radę.
Tu muszę na moment wrócić do niesławnej readaptacji z ostatnich lat: Kris z wersji z 2013 roku podobała mi się chyba najbardziej ze wszystkich, taki mały plusik dla tej nieszczególnie udanej produkcji.
Co mi się nie podobało po za długością filmu? Prowadzenie kamery. Gdybym dostała operatora na odległość dubeltówki to bym go postrzelił między oczy. Kadry są zrobione tragicznie. Miałam wrażenie, że film kręcono jakąś starą wersja srajfona gdzie ustawienia zoomu działają tyle o ile.
Większość scen, gdzie kamera powinna zmienić kąt kręcenia, oddalić się nieco kręcone są na jakimś nienaturalnym zbliżeniu. Praktycznie nie można zobaczyć tła, bo cały kadr zajmuje obsada, która z resztą ledwo się tam mieści. To bardzo męczy oko i irytuje widza.
Kolorystyka obrazu była jakaś nienaturalnie blada, jakby kompletnie źle ustawiono oświetlenie. Nie wiem, może ja dorwałam jakąś posraną wersję w której ktoś nakręcił ekran telewizora telefonem, bo taki właśnie efekt otrzymujemy. Już nawet nie zwróciłam uwagi na efekty, bo tak mnie to wytrąciło z równowagi.
Cóż, film ma swoje zalety: Bardzo dużą uwagę przywiązano do scenariusza, dopełniono go w każdym calu. Dialogi były rozpisane bardzo dobrze, powiem więcej lepiej niż we wszystkich innych „Carrie”. Obsada też jest na szóstkę, ale na miły bóg, czemu ten film trwa tak długo i czemu kamerzysta ucina aktorów i nie daje zaznać jakiejś przestrzeni między 'figurami’?
Ta wersja „Carrie”, jak i wszystkie inne znajdzie swoich zwolenników, to pewne, ja nadal wolę wersję De Palmy.
Moja ocena:
Straszność:5
Fabuła:8
Klimat:5
Napięcie:6
Zabawa:6
Zaskoczenie:5
Oryginalność:4
Walory techniczne:3
Aktorstwo:8
To coś:6
57/100
W skali brutalności:2/10
Gość: Surgeon, 163.239.93.* napisał
Tego filmu nie widziałam, jakoś zawsze się wzbraniam przed produkcjami telewizyjnymi. Pewnie kiedyś nadrobię 😛 Btw, polecam sequel wersji De Palmy – „Furia: Carrie 2” z 1999 XD
ilsa333 napisał
Widziałam już ten sequel;)