Black Mirror/ Czarne lustro – Sezon 3 (2016)
Brytyjski serial „Black Mirror” nieskromnie uważam za jedno z moich najlepszych serialowych odkryć. Gdy ubiegłego lata obejrzałam dwa pierwsze sezony nakręcone w 2011 i w 2013 roku nie robiłam sobie nadziei na kontynuację serialu. Okazało się jednak, że sezon 3 ujrzał światło dzienne jeszcze tego samego roku, późną jesienią za sprawą platformy Netflix.
Tak, przespałam sprawę i obejrzałam go dopiero teraz. Jak doszło do tego, że Chanal 4 stracił swój flagowy serial na rzecz amerykańskiej platformy VOD nie wnikam, ale zapewne poszły na tym spore sumy.
Szczęśliwie pomysłodawca „Czarnego lustra”, Charlie Brooker nie wypadł z gry, więc mimo, że produkcja przeniosła się za ocena nie straciła swojego charakteru. Brooker z mniejsza lub większą pomocą napisał scenariusze aż sześciu nowych odcinków, które składają się na sezon 3.
Pierwszy odcinek pod tytułem „Nosedive” to futurystyczna wizja świata zdominowanego, całkowicie zdominowanego, przez social media. Tu życiowe powodzenie zależy od oceny jaką wystawią Ci inni użytkownicy sieci – czyli praktycznie każdy. Wyobraźcie sobie, że jeśli zaleziecie za skórę powiedzmy sprzedawczyni w warzywniaku i Wasza ocena spada, bo pani daje Wam jedną gwiazdkę na portalu. W konsekwencji spadku oceny nie dostaniecie zniżki na zajęcia z pilatesu i Wasz świat się zawali.
Tak właśnie wygląda rzeczywistość w jakiej żyje Lacie. Im mniejsza popularność w sieci tym gorsze perspektywy. Trzeba wciąż się uśmiechać,mozolnie budować swój wizerunek, bo nigdy nie wiadomo kto Cię oceni i jak wpłynie o na Twoją przyszłość.
„Nosedive” uważam za jeden z najlepszych odcinków w serii. Mimo iż podobnie jak w większości historii akcja dzieje się w futurystycznym świecie, przedstawione tu realia są jedynie skrajną formą tego co dzieje się już dziś. Jeśli bowiem łudzicie się, że nigdy nie odpadliście z rekrutacji do nowej pracy z powodu zawartości swojego profilu na facebooku to jesteście w błędzie 😉
Drugi odcinek serii „Playtest” to już świat gier komputerowych. Jak wie każdy kto interesuje się tematem twórcy prześcigają się w tym by jak najbardziej urzeczywistnić świat wirtualny, tak by gracz mógł fizycznie odczuwać to co dzieje się w grze.
Bohaterem „Playtest” jest młody mężczyzna (tu rozpoznałam aktora z „Devil’s candy”), który po śmierci ojca porzuca rodzinny dom i udaje się w podróż po świecie chcąc zebrać jak najwięcej wspomnień. Kiedy dopada go finansowy kryzys zgłasza się na ochotnika by za wynagrodzenie przetestować nową grę japońskiego potentata z branży. Nowa technologia użyta w grze ma za zadanie bezbłędne namierzyć źródło lęku testującego i urzeczywistnić go w wirtualnym świecie. Jest to więc kolejna odsłona wrogiej strony technologii, która chce oferować rozrywkę bez granic. Całkiem niezły.
Trzeci z odcinków „Shut up and dance” to kolejny faworyt wyścigu. Traktuje o typowym zakompleksionym nastolatku, którego komputer zostaje zhakowany za pomocą złośliwego oprogramowania. Jego kamerka internetowa uruchamia się w najmniej odpowiednim momencie i teraz mały onanista jest szantażowany przez anonimowego hakera, który grozi upublicznieniem nagrania.
Młody jest bardzo zdeterminowany by spełnić wszystkie możliwe żądania szantażysty, ale nie to jest najlepsze. Najlepszy jest twist fabularny u schyłku odcinka. Kopara w dół, Drodzy Widzowie.
„San Jupitero”, jak wskazują opinie widzów to chyba czarny koń wyścigu. Początek seansu to małe: hello, ale jak to? Bowiem widzimy, że akcja rozgrywa się w latach ’80 XX wieku. Ale to tylko pozory. W tym odcinku poznajemy technologie w pewnym sensie pozwalającą przenosić się do konkretnego momentu w czasie.
Dlaczego ten odcinek doczekał się tak żywych reakcji? Jest nieoczekiwanie romantyczny… To nic innego jak historia miłosna, ale jaka…. Piękny odcinek.
Piąty odcinek „Men Against Fire” to historia debiutującego żołnierza, który chcąc nie chcąc odkrywa prawdę o działaniach wojennych.
Cała intryga jest bardzo ciekawa, teoria na której się opiera też trzyma się kupy, bo na pewno jest wielu mężczyzn, którzy nie lubują się w zabijaniu, ale chłodno osądzając biologiczne mechanizmy zachowania ludzi, ich drapieżną naturę trudno oprzeć się wrażeniu, że ludzie kochają się zabijać i wcale nie potrzebują do tego silniejszych sugestii niż podszepty idei, którą im wpojono. Nie mniej jednak to ciekawa historia.
Na finiszu znowu mamy porażającą siłę social mediów i odcinek „Hated in the nation”. To opowieść o sile internetowego hejtu, który przyjmuje formę zbiorowego samosądu przenosząc się z wirtualnej rzeczywistości i plucia jadem w ekran do całkiem rzeczywistych morderstw.
Udany pomysł, choć jakby to powiedzieć, nieco wtóry i mało odkrywczy jak na standardy „Black Mirror”.
Wszystkie znaki na niebie i ziemi mówią, że „Black Mirror” nie zginie. Udany powrót i dobre przyjęcie sezonu Netflixa przez widzów daje nadzieję na kontynuację.
Jeśli chodzi o moje osobiste odczucia to cóż… trzeci sezon nie przynosi już takiego szoku, jak pierwszy, ale jest chyba nieco lepszy niż sezon drugi. Niewyczerpane źródełko forsy płynącej od producenta działa na korzyć technicznej wyższości najnowszego sezonu, oby tylko Brookrerowi nie zabrakło pomysłów, dobrych pomysłów.
Moja ocena:
Straszność:3
Fabuła:9
Klimat:8
Napięcie:8
Zabawa:9
Zaskoczenie:8
Walory techniczne:9
Aktorstwo:8
Oryginalność:8
To coś:9
79/100
W skali brutalności:2/10
Dodaj komentarz