Belko Experiment (2016)
Belko Industries, amerykańska korporacja otwiera siedzibę w stolicy Kolumbii. Pracę znajdują tam miejscowi, ale też znaczna rzesza oddelegowanych amerykańskich pracowników.
Tu, w budynku na obrzeżach miasta zostaje uwięzionych osiemdziesięciu pracowników amerykańskiego pochodzenia. Głos dobywający się z głośników nakazuje im by w ciągu półgodziny zabili dwie osoby ze swoich szeregów, w przeciwnym razie 'zostaną wyciągnięte konsekwencje’.
Zdrowy rozsądek nie pozwala korposzczurom na wykonanie polecenia toteż zgodnie z zapowiedzią trupem padają cztery losowo wybrane osoby. Stawka rośnie, następna komenda nakazuje im zabić trzydzieścioro osób, w przeciwnym razie zlikwidowanych zostanie dwa razy więcej.
„Belko experiment” kategoryzowany jest jako film akcji, gdzieniegdzie jako thriller. Przychylić się mogę do jednej i drugiej opcji, a ze względu na znaczną dozę brutalności pokusiłabym się jeszcze o kategorię horroru.
Jest to jedna z tych produkcji obnażających brutalność eksperymentów socjologicznych. Może Wam skojarzyć się z „Circle„, „Eksperymentem„, czy nawet „Cubem„, czy „Piłą”, bo rzecz polega na tym by zaprezentować brutalność ludzkiej natury w sytuacji zagrożenia życia sprowokowanej przez odgórnie kontrolowane warunki.
Pomysłodawca i scenarzysta filmu za cel obrał pracowników korporacji. Mówi się, że tacy ludzie są zdolni do wszystkiego, dla wyższego stanowiska, dla premii czasami nawet dla zwykłego samozadowolenia. Lata spędzone w szklanym biurowcu zmieniają ludzi nie do poznania jednym wpajając głód sukcesu innym pozostawiając zwykłą wolę przetrwania. Nie chcę nikogo urazić, ale korporacje mnie przerażają.
Bohaterzy filmu to pracownicy firmy Belko. Nie wiadomo czym tak na dobrą sprawę się zajmują, profil firmy jest równie niejasny co ogłoszenia o rekrutacji generowane przez działy HR. Poznajemy ich w czasie jednego poranka spędzonego w biurze. Od progu są legitymowani i sprawdzani, co więcej dowiadujemy się, że wszyscy amerykanie zostali dodatkowo zaczipowani, niby dla ich bezpieczeństwa.
Szybko przechodzimy do akcji właściwej gdy z głośników zaczynają padać niecodzienne instrukcje kierowane do pracowników. Jedni są tym zaniepokojeni, inni idą się uspawać na dach. Szybko okaże się, że nie są to żarty, bo ludzie zaczynają ginąć.
Tu następuje przełamanie. Powstają obozy przeciwników i zwolenników ludobójstwa. Wyłaniają się czarne charaktery, raczej nie inaczej pod wodzą najwyższego szczeblem pana dyrektora, oraz bohaterzy pozytywni w tym mały lichy korposzczurek, który próbuje odwieść towarzyszy od mordowania się nawzajem.
W panice ludzie robią różne głupie rzeczy i od przypadkowych potknięć się zaczyna, a gdy padnie już pierwszy trup, to Drodzy Państwo, zero zasad jak w mądrej piosence Lao Che: skoki do gardła i rzuty ołowiem. Robi się coraz bardziej brutalnie.
Reżyserem filmu jest Pan od „Wolf Creeak” więc możecie się domyślić, że gościu zadbał o odpowiednie wyeksponowanie rozjebanych głów. Potencjalnych ofiar i oprawców jest gro, więc główna część filmu to nieprzerwana fala przemocy, aj, jest na co popatrzeć, Drodzy skrzywieni amatorzy krwi.
Nie jest to jednak pozbawiona sensu nawalanka, bo możemy tu obserwować całkiem interesujące mechanizmy zachowania, różnorodne postawy, ale nie zapędzajmy się bo jednak nie jest to obraz najwyższych lotów, więc trafiamy też na pewne płycizny i skróty myślowe. Jedno co bym zdecydowanie zmieniła, to ukróciła zakończenie.
SPOILER: Zamiast tej gatki szmatki z panem pseudo socjologiem zakończyłabym fabułę z chwilą gdy nasz final boy zabija ostatniego pracownika Belko. KONIEC SPOILERA.
Efekt finalny jest jednak dobry i przyznam, że oglądałam to dzieło z zainteresowaniem toteż mogę go spokojnie zarekomendować.
Moja ocena:
Straszność:4
Fabuła:8
Klimat:7
Napięcie:7
Zaskoczenie:5
Zabawa:9
Walory techniczne:7
Aktorstwo:7
Oryginalność:5
To coś:7
66/100
W skali brutalności:4/10
Dodaj komentarz