9 life of Louis Drax/ Dziewiąte życie Louisa Draxa (2016)
Dziewięcioletni Louis Drax mówi o sobie 'wypadkowe dziecko’, 'dziecko którego lubią wypadki’, ponieważ odkąd tylko pamięta wciąż zdarzały mu się sytuacje, w których jego życie było zagrożone.
Nawet jego troskliwa matka zauważyła w tym coś niepokojącego i w chwili gdy małemu Louisowi przydarzył się ósmy wypadek, stwierdziła, że mały wyczerpał swój limit dziewięciu kocich żyć – kolejny wypadek będzie śmiertelny.
W swoje dziewiąte urodziny, które chłopiec spędzał na pikniku z matką i przybranym ojce, zdarzył się kolejny, już dziewiąty wypadek, mały spadł z klifu do oceanu i zapadł w śpiączkę.
„Dziewiąte życie Louisa Draxa” to filmowy thriller powstały w oparciu o dość popularną, szczególnie za oceanem powieść Liz Jensen.
Narratorem opowieści w największej mierze jest tytułowy bohater Louis, dziewięciolatek. Ten narracyjny zabieg sprawia, że całą opowieść widzimy oczami dziecka, co w założeniu skutecznie usypia naszą czujność.
Nie od razu rozpoznamy grozę całej sytuacji. Jasna kolorystyka zdjęć, płynne i spokojne przejścia z ujęcia na ujęcie, przystojny lekarz pochylający się nad chłopcem, jego śliczna matka o anielskim uśmiechu i opiekuńczy ojciec, którego poznajemy dzięki retrospekcjom. Pogrążony we śnie Louis nie zdradzi się ani słowem, że gdzieś pośród tej magicznej krainy szczęśliwości czai się zagrożenie, które chciało go pozbawić ostatniego, dziewiątego życia.
Czy wobec tego film spełnia założenia thrillera? Tu na dwoje babka wróżyła. Można wiele zarzucić obrazowi pod tym względem. Kryminalna część tej historii spychana jest na margines, dając większa przestrzeń dramatowi. Mamy tu duże pole do popisu dla psychologii postaci, co dla mnie jest plusem.
Finał finałów, czyli wyłożenie kat na stół następuje dopiero pod koniec. I zaskakuje, może nie każdego, ale ja początkowo dałam się nabrać.
Oczywiście jak to bywa, rozwiązanie zagadki zmienia perspektywę z jakiej patrzyliśmy na bohaterów. Kto, widział, zapraszam do spoilera, gdzie będę się mądralować na ten temat.
SPOILER: Zespół Munchausena, to klucz do wszystkiego. Jest to zaburzenie psychiczne z grupy tzw. pozorowanych. Chodzi tu o wywoływanie u siebie, lub kogoś bliskiego objawów choroby by zwrócić na siebie uwagę. Często dotyka matek, które celowo 'uszkadzają’ swoje dzieci by zyskać współczucie otoczenia. W tym konkretnym filmie mamy to pokazane za sprawą postaci Natalie, mamy Louisa, dla której 'litość jest nawet ważniejsza niż miłość’. Kobieta sukcesywnie uszkadza swojego synka i odnosi w tej kwestii duże sukcesy – w ten sposób poderwała swojego męża, a teraz wyrywa pana doktora. Jak to mówią 'pograła bezradną królewną i wzięła go szturmem’. Smutny przypadek, smutny. KONIEC SPOILERA.
Rzec mogę, że film mi się podobał, ale nie koniecznie postrzegam go w kategoriach gatunku do którego został przypisany. To nie jest kino grozy w najmniejszym nawet stopniu. Nie mniej jednak opowiada ciekawą historię w sprawny sposób.
Moja ocena:
Straszność: 1
Fabuła:8
Klimat:7
Napięcie:6
Zabawa:7
Zaskoczenie:6
Walory techniczne: 7
Aktorstwo:7
Oryginalność:6
To coś:7
62/100
W skali brutalności:0/10
ilsa333 napisał
A już nie pamiętam, bo dawno go oglądałam.